GŁÓWNE WYDARZENIA Z ŻYCIA KS. JANA LOMBARSKIEGO

GŁÓWNE WYDARZENIA Z ŻYCIA KS. JANA LOMBARSKIEGO

„ŻYWOT CZŁOWIEKA POCZCIWEGO”

1. urodziłem się dnia 26-11-1940 roku w Bohorodyczynie /Bogarodzica/, pow. Tłumacz, woj. Stanisławów /obecnie tereny Ukrainy/, z rodziców: Michała Lombarskiego i Rozalii z/d Kusiak, dziadkowie: Józef i Maria.

2. Rodzeństwo: + Józef ur. w 1934 f., Paulina /Lusia/ 1936 r., Eugenia /Giesia/ 1939 r.,

                         + Władek w 1944 r. + Kazimierz /Dziunek/ 1945 r.

3. Ucieczka przed Banderowcami, którzy palili wioski i w straszliwy sposób mordowali Polaków, także naszą krewną Marię Lombarską zarąbali toporem. Ich hasło: „Budiem rizaty lahow”. Było to pod koniec lutego 1944 r. – uciekliśmy do „Malhawy” – podmokłego lasu, z małymi wysepkami. Tatusia wywieźli ruscy na Sybir, aż pod Władywostok, gdzie jechali przez dwa tygodnie. Tam pracował ciężko przy wyrąbie drzewa. Karmili ich kwaśnym i czarnym chlebem /1 kg na dzień/ i soloną rybą; do picia był „kipiatok”. Po wyzwoleniu, już nie zdążył do Armii Andersa; zaciągnął się do Armii Berlinga nad Oką i przebył cały szlak bojowy aż do Berlina, służąc w ciężkiej artylerii naziemnej – jako ładowniczy.

4. Druga ucieczka — do miasta Kołomyi / 120 tys. mieszkańców /, gdzie nie sięgał ukraiński terror. Zamieszkaliśmy w dużym budynku na parterze, ale tutaj wszyscy zaraziliśmy się tyfusem. Tutaj umarła i została pochowana babcia Maria. Tutaj też czekaliśmy na wyzdrowienie, przebywających w szpitalu: Mamusi oraz braci: Józka i Kazia.

5. Z opóźnieniem więc mogliśmy uczestniczyć w Repatriacji na Ziemie Odzyskane. Jechaliśmy w bydlęcych wagonach, w długich zestawach, które 3 x na dzień zatrzymywały się, aby nakarmić bydło, wiezione w ostatnich wagonach. Na jednym z takich przystanków pobiegłem za Mamusią i nieszczęśliwie uderzyłem głową w śrubę wagonu, nad samym czołem. Jedynie prowizorycznie można było zabezpieczyć ranę. Rozładowaliśmy się na dworcu wioski Pięciu Stawów, koło Namysłowa, gdzie dołączył do nas stryjek Jan Lombarski. Gotował nam barszcz z cukrowych buraków. Smakował nam dzieciom, bo był słodki.

6. Ktoś ułożył piosenkę o tej wojennej poniewierce: Przez pięć lat wojny wszyscy w domu byli, aż banderowcy wioski popalili. Wioski popalili afisze wybili, żeby się Polacy tu nie zachodzili. Cóż mamy robić tacy nieszczęśliwi, opuszczać pola, chałupy i niwy. Musimy opuścić swe rodzinne chatki, jechać do Polski — Ukochanej Matki. O Polsko nasza, o nasza najświętsza, my Twoje dzieci, mi Twoje Orlęta. Przyjmij nas przyjmij pod swoje opieki, nie daj nam zginąć i przepaść na wieki.

7. „Powrót Taty”. Tutaj odnalazł nas Tatuś, po demobilizacji, a stryjek Jan Lombarski zamieszkał „Za Odrą”. Mamusia jeździła ze mną na opatrunki do Wrocławia, gdzie przy Głównym Dworcu funkcjonował: Polski Czerwony Krzyż. Wówczas funkcjonowała powojenna „poczta karteczkowa”. W ruchliwych miejscach, np. przy dworcach kolejowych, targowisku: „Szaber Plac, Hali Targowej”, przyczepiano karteczki z wiadomościami. W ten sposób dowiedziała się Mamusia, gdzie udali się „swoi ludzie”, że zamieszkali w Krośnicach, Wierzchowicach i Grobli, w pow. Milickim.

8. W ówczesnych trudnych czasach, ludzie starali się trzymać blisko Duchowego Przywódcy, a był nim Proboszcz Ks. Józef Pieczonka. Objął On Parafię w Wierzchowicach, do której także należała filia w Czatkowicach. Pięknie śpiewał, głosił wspaniałe kazania, a Siostry : Przełożona Jadwiga i S. Barbara, grały na organach, do których starsi chłopcy — pompowali powietrze przez nożne kalikowanie. Msza św. była wówczas odprawiana po łacinie. Mimo to ludzie, przychodzili niemal w 100 %, przynosili z sobą książeczki i śpiewali głośno z całego serca. Siostra Jadwiga była też felczerką i pełniła role jedynej wykwalifikowanej osoby, pełniącej misję Służby Zdrowia Siostry prowadziły też przedszkole — tzw. Ochronkę.

9. Gdy przybyliśmy do Krośnic pod koniec września 1945 roku, już wszystkie gospodarstwa były zajęte. Zamieszkaliśmy pod numerem 113, gospodarstwie o powierzchni około 1 ha. Całość otoczona drewnianym płotem. Oprócz domu mieszkalnego z dużą kuchnią, 3 sypialniami, korytarzem i małą piwnicą. drugi budynek to: pralnia, obora i ubikacja. 3-ci: to stodoła wraz z kurnikiem i stajnią dla świń. Większość terenu to warzywniak i sad, w którym brakowało jedynie czereśni. Były wspaniałe jabłonie: papierówka, przy trawniku ogromna, o miodowym smaku, winna z obfitym urodzajem i pochylona niemal do ziemi, reneta oraz z jabłuszkami rajskimi; młoda grusza i grusza z ulęgałkami. Śliwy: węgierka i jedna z żółtymi owocami. Jeden orzech włoski i osiem drzew leszczyny. Wśród krzewów zwykłego bzu, rosły drzewa słodkich wiśni. Były też 4-ry krzaki agrestu. Przez całe lato i jesień, nie brakowało nam własnych owoców, którymi objadaliśmy się do syta.

10. Za naszym ogrodem, przy drodze rosły 3 potężne dęby, które „zdobyłem”- wdrapując się na ich szczyty. Otrzymawszy od Tatusia trójkątną część naszej parceli

11. Na każdą niedzielę zabijano na rosół koguta, niekiedy kurę, rzadziej kaczkę lub gęś. Utuczone świnie, przynajmniej 2 razy w roku, zabijał nam Pan Ignacy Łaniak i robił pyszne przetwory, które potem wisiały w wędzarni, usytuowanej w kominie. Wchodziło się od strony korytarza i można było, ukroić sobie kawałek szynki lub boczku — do chleba i czosnku. Na korytarzu była letnia kuchnia, ława z kamionką świeżo kiszonych ogórków i stół nakryty obrusem, a na nim: napoczęty chleb domowego wypieku, masło, smalec, sól i pyszny ser domowego wyrobu. Wszystko nakryte białym obrusem.

12. Mamusia zarządzała domem i była znakomitą kucharką. Przy pracach domowych często śpiewała różne pieśni religijne, stosownie do liturgicznego okresu. Melodie i słowa wpadały nam do ucha i pozostały w pamięci do dzisiaj.

13. Wstawaliśmy o godz. 6.30 i po toalecie oraz modlitwie sprzątaliśmy „rewiry”. Do śniadania siadaliśmy razem. Wychodząc do szkoły mówiliśmy „Zostańcie z Bogiem” i całowaliśmy Mamusię w rękę. Wracając ze szkoły, mówiliśmy „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i ponowny pocałunek w rękę. W ten sposób utrwalał się w nas szacunek do Rodziców. Dziwili się temu – przypadkowo odwiedzający nasz dom.

14. Niemieckie Siostry, opiekujące się nadal Domem Starców, gdy spalinowe pompy przestały pracować — znalazły się w potrzasku bez wody. Widząc pompę — przyszły do nas, prosząc o wodę. Mamusia z uśmiechem przyjęła je i zaprosiła na przyszłość. Jako wyraz wdzięczności, przyniosły nam wraz z pomocnikiem Rękasem duże toboły: pościeli, swetrów, ręczników, firanek itp. Także wskazały skąd możemy przenieść potrzebne meble.

15. Urządzenie wnętrza kuchni, gdzie znajdował się wielki piec kaflowy z framugami i kotłem na ciepłą wodę i wnękę na drewno. Wisiał obok pieca wieszak, na którym wisiały różne chochle, metalowe garnki i kubki. Naprzeciw była szafa z przeróżnymi naczyniami, talerzami, a w szufladach przeróżne sztućce. Na szafie był zwinięty Tatusia szeroki pas wojskowy oraz harap / na silnej rączce umocowane rzemienie/, który był tylko postrachem, nie pamiętam by kiedykolwiek był użyty. Stały też dwa stoły: kuchenny do przygotowań posiłków i drugi, nakryty obrusem, przy którym spożywaliśmy posiłki, odrabiali zadane lekcje i uczyliśmy się. Stały także dwie ławy i krzesła, na których wieczorami zasiadali liczni goście: na rozmowy i wojenne wspomnienia. Mamusia częstowała ich podpiwkiem własnej roboty.

16..Pierwsze Boże narodzenie przeżywaliśmy w mieszkaniu bardziej urządzonym niż u tych, którzy przed nami przyjechali. W czasie Adwentu chodziliśmy na Roraty z lampionami na godzinę 6.00. Wieczorami w sypialni na piętrze, ogrzanej kaflowym piecem, robiliśmy z bibułek i papieru, kupionego w sklepie przy Rynki u pani Żurkowej. Przed Wigilią starszy brat z kolegami, przynosili z lasu pachnące choinki, a ze stawów — karpie i inne ryby.

17. Choinka umocowana na krzyżaku, wieczorem przed wigilią została ustrojona: łańcuchami, bombkami, naturalnymi świecami w specjalnych uchwytach, choinkowymi cukierkami, lukrowanymi ciastkami, jabłkami, a na jej szczycie umocowana była pika, która sięgała do sufitu ustawiona w największym pokoju, który był też sypialnią Rodziców. Stały tam 2 małżeńskie łoża, nad którymi wisiały dwa duże oszklone obrazy: Serca Jezusowego i Serca Najświętszej, Maryi Panny. Po bokach stały dwa stoliki nocne. Mamusia urządziła na swoim – ołtarzyk z porcelanową figurką Niepokalanej Maryi. Stały też dwie piękne szafy na odzież, komoda z dużym lustrem i czarny fortepian, niezbyt nastrojony, a na ścianie wisiały Tatusia skrzypce ze smyczkiem. Na 2 tygodnie przed świętami, były pieczone amoniaczki, a przed samymi świętami: chleb i różne ciasta, w piecu zbudowanym w pralni przez zduna na zamówienie W przy gotowaniu 12 dań pomagały Mamusi obie siostry, a szczególnie starsza Lusia. Na stole nakrytym białym obrusem, rozłożono 8 porcelanowych kompletów, jeden dla samotnej osoby, która zechciałaby zagościć pod nasz dach. Na środku, na sianku Tatuś umieścił najpiękniejszy talerz z połamanymi opłatkami i z gęstym miodem. Wszyscy wykąpani i ubrani w najpiękniejsze ubrania i stroje, gdy ukazała się na niebie pierwsza gwiazdka, stawaliśmy wszyscy przy stole. Mamusia zawsze i teraz pełniła rolę Kapłanki Ogniska Domowego: zaczynała wspólną modlitwę, składała wszystkim świąteczne życzenia, zaczynając od Tatusia i spożywając cząstkę opłatka, po zanurzeniu w miodzie. Podchodziliśmy do rodziców z życzeniami zachowując hierarchię starszeństwa. Spożywaliśmy: 3 zupy, 3 ryby, 3 drugie dania i 3 desery. Do drugiego i trzeciego dania był do popicia kompot z suszu. Po każdym daniu śpiewaliśmy z książeczek lub z pamięci, całą kolędę. Prezenty pod choinkę były bardzo skromne, gdyż na św. Mikołaja — otrzymywaliśmy paczki pod poduszkę. Dzieci młodsze kładziono wcześniej do łóżka; Starsi po sprzątnięciu ze stołu i pozmywaniu naczyń, wyruszali na Pasterkę. Zimy wówczas były z prawdziwego zdarzenia, nie odśnieżano też dróg, sanna była wspaniała. Gospodarze zaprzęgali do sań swoje konie, z dzwoneczkami na uprzężach — jechali radośnie do kościoła.

18. Wojska Rosyjskie w drodze na Wschód, zatrzymały się w Krośnicach, zajmując trzy bloki I-kę, VII-kę i VIII-kę. W pralni urządzili elektrownię i my skorzystaliśmy, mając przez czas ich bytności oświetlenie elektryczne. Po ich wyjeździe – powróciliśmy do lampy naftowej.

19. Wiosną 1946 roku Mamusia zaprowadziła mnie i siostrą Giesię, oraz sąsiada Zbyszka Stężkę — do Ochronki dla dzieci, prowadzonej przez Siostry. Gdy w Krośnicach powstało Przedszkole Państwowe, w budynku z salą widowiskową razem ze sceną i z 3-ma salami dla dzieci. Budynek ten miał niemiecką nazwę „Kinder Haus”, wraz z innymi dziećmi Krośnic zaczęliśmy tutaj uczęszczać. Pani Przedszkolanka grała nam na akordeonie i przygotowywała, do występów dla rodziców. Pamięta, swoją rolę Jasia, który z Małgosią wepchali czarownicę do pieca, Pamiętam rolę fryzjera, do której Tatuś zrobił mi dużą drewnianą brzytwę. Ja rozglądając się po widowni — wyrecytowałem: „Widzę ja to widzę, czupryna wam sterczy, znam się na tym dobrze — bo jestem fryzyjerczyk. Umiem golić wąsy, umiem golić brody; brzytwy się nie boję — chociaż jestem młody.

20. Do Szkoły podstawowej poszedłem 1-go września 1947 roku. Krótko pierwszym Dyrektorem był pan Naglak. Nauczycielkami były szlachcianki również ze Wschodu: Pani Władysława Pieczonka, Pani Bronisława Marczuk i następna Dyrektorka – polonistka i nauczycielka Jęz. Rosyjskiego – pani Kazimiera Jasińsa hrabianka. Na tablicy pisała kredą kaligrafując. Nie tylko wspaniale nas uczyły, ale swoją osobowością przekazywały pewien poziom kultury. Następnym dyrektorem był Steimetz. W siódmej klasie przeżyłem pierwszą miłość; jej obiektem była Lidka Pałczyńska, córka naszej nauczycielki.

21. Reasumując: przez pierwsze lata nauka szła mi słabo. Dopiero w piątej klasie dołączyłem do najlepszych. Prócz 4-ki z chemii, otrzymałem same piątki na świadectwie z 7-mej klasy.

22. Do Ogólniaka w Miliczu dostałem się bez problemu. W 8-mej klasie dojeżdżałem pociągiem. Trzeba było wstawać o godz. 5.00, aby zdążyć na pociąg, Wracałem 0 15.30, w domu byłem o godz. 16.30. Wtedy dopiero jadłem obiad, chwilę na odpoczynek i rozmowy, a potem: odrabianie zadań i nauka. Trzeba dodać, że wówczas nie było wolnych sobót. Najgorszy był okres jesienno-zimowy. Nadto my młodzież ze wsi, początkowo odstawaliśmy od młodzieży z miasta; Przez ogromny wysiłek, niektórzy tylko do nich „doszlusowali”.

23. W 9-tej klasie dostałem się do Internatu, gdzie kierowniczką była nasza wychowawczyni i nauczycielka łaciny — Pani Kazimiera Kuzio. Pozostali nauczyciele to: Mądra – od matematyki, Marzewska: historię, Hass — Geografię, Pasierb — fizykę, Dyrektor Krzyworączka chemię, Jęz. polski Nalewajko a Kaczmarek: wychowanie fizyczne i logikę. Moja sytuacja zmieniła się nie do poznania: Wstawaliśmy o g.6.30, dojście do szkoły i śniadanie. Po zajęciach szkolnych 0 13.30 — obiad i 0 18.00 kolacja.

24. Otrzymałem stypendium socjalne 260 zł. A za całkowite utrzymanie płaciłem 245 zł. Nadto dawałem korepetycje, co też znacznie zwiększało mój budżet. Jeden raz w miesiącu była „wyjazdowa niedziela”. Prywatna nauka odbywała się oddzielnie dla chłopców i dziewcząt. Mnie wybrano na Starostę dla chłopców i zlecono prowadzenie wieczornych apeli. Starościną była Soroka. Mieliśmy też obowiązek organizowania uczniowskich potańcówek, połączonych z różnymi skeczami i popisami. W szkolnej auli raz w miesiącu odbywały się „Artosy”, a w sąsiedniej sali potańcówki. Moją młodzieńczą miłością była Lusia Zaryczna.

25. Matura poszła mi dobrze. Po pisemnym z polskiego i matematyki zostałem zwolniony z ustnego; zdawałem tylko z wybranego przedmiotu fizyki i z historii, która wówczas była obowiązkowa, a dla mnie zawsze była piętą Achillesa. Mimo to matura poszła mi b. dobrze, także z historii.

26. Ówczesny mój proboszcz z Wierzchowic wprowadził mnie w błąd, oświadczając, że lista chętnych do Wrocławskiego Seminarium jest już zamknięta. By nie tracić roku, pojechałem na egzaminy wstępne na Wydział Mechaniczny Wrocławskiej Politechniki. Po powrocie z Jeleniej Góry, gdzie spędzałem pierwszy miesiąc wakacji u siostry Gieśki Półtorak zamieszkałej przy ul. Morcinka 1 / l; okazało się, że nie tylko zostałem przyjęty na studia politechniczne, ale także zostałem przyjęty do Akademika „Nad Fosą”, przy Dworcu Świebodzkim, oraz otrzymałem w Dziekanacie bony socjalne ,dzięki czemu płaciłem miesięcznie za akademik 27 zł., a za miesięczne wyżywienie — tylko 45 zł. Jeden raz można było otrzymać socjalną pomoc — w wysokości 700 zł. Miałam więc pieniądze na kurtkę, buty, aktówkę, przybornik 1 kreślarską deskę, Umieszczono mnie w 6-cio osobowym pokoju na I p. od podwórka. Dziwnym trafem koledzy byli z 3-go roku, a jeden najzdolniejszy nazywany „Mecenasem”. Mnie najmłodszego nazwali „Beniamino”. Nauka szła mi dobrze. Egzaminy zdawałem bez poprawek podczas obu egzaminacyjnych sesji i zaliczyłem wakacyjną praktykę w Hucie Mała Panew” w Ozimku. Po powrocie do Wrocławia, poszedłem z kolegami do kawiarni na kawę i ciasto.

27. Gdy rozeszliśmy, a ja miałem jeszcze 3 godziny na pociąg do Krośnic, poszedłem pospacerować na Ostrów Tumski. Przechodząc obok Seminarium Duchownego, wstąpiłem do Rektoratu, aby dowiedzieć się jakie są warunki przyjęcia. Przyjął mnie Ks. Leon Czaja, zadał kilka pytań z katechizmu i z historii polski. Po uzyskaniu poprawnych odpowiedzi, oświadczył, że zostałem przyjęty. Poinformował, że dzień przyjazdu I-go Rocznika jest 15 września i co należy z sobą zabrać. Po powrocie do domu, opowiedziałem Rodzicom o swojej decyzji. Mamusia była zadowoloną z tego faktu, Tatuś nie, bo wolał mnie widzieć jako inżyniera.

28. Na pierwszy rok zostało nas przyjętych 92 alumnów. Przez dwa pierwsze tygodnie, wprowadzano nas w porządek i nowy styl życia. Zamieszkałem w 6-cio osobowym pokoju. Naszym opiekunem był kleryk Lepak. Uderzył mnie wystrój ogromnych obrazów na korytarzu, cisza i kultura słowa Ojca Duchownego Ks. Stanisława Witka, który prowadził nabożeństwa i głosił piękną polszczyzną codzienne konferencje

29. Siostra Giesia przyjechała, aby mnie odwiedzić. Kiedy mnie wezwano na furtę, zjawił się przypadkowo Rektor Ks. Prał. Paweł Latusek, który pozwolił mi odprowadzić ją na Główny Dworzec Kolejowy.

30. Gdy I -go października rozpoczął się Nowy Rok Akademicki, zorientowałem się jak będą wyglądać nasze studia: najpierw 2 lata Filozofii, a następnie — 4 lata teologii. Kaplica Filozofów była na II piętrze, a Teologów na III piętrze. Wszyscy spotykaliśmy się na parterze podczas głównych uroczystości a codziennie – w jadalni, podczas posiłków. Tutaj też z ambonki było czytane po łacinie „Martyrologium Romanum” i podawane przeróżne wiadomości. Występował Rektor, Wybrany przez ogół studentów: Dziekan i Wicedziekan — w sprawach dyżurów porządkowych i w sprawach koniecznych prac.

31. Wykłady mieliśmy zazwyczaj w jednej sali na parterze. Każdy miał swoje miejsce przez cały rok. To profesorowie przychodzili do nas: ks. Marian Wiertelak ucząc łaciny – codziennie Ks. Wincenty Urban — Historię i Patrologię, Ks. Wiesław Gawlik: Wstęp do Filozofii i Metodologię, Ks. Franciszek Wołczański uczył śpiewów gregoriańskich z „Liber Usualis”; specjalnych nut i Mszy po łacinie, nr 11 i nr VIII. Przedmioty filozoficzne i muzyka — nie sprawiały mi trudności. Trudność sprawiały przedmioty pamięciowe, które musiałem wkuwać. Byli między nami tacy, którzy mieli fantastyczną pamięć słuchową, i wystarczyły im uważnie słuchane wykłady. Przed egzaminami tworzyli kilkuosobowe „szkoły”, w których jeden czytał a inni słuchali, ale to nie dla mnie.

32. Ja musiałem stosować znaną mi metodę politechniczną: Na wykładach prowadziłem notatki w zeszycie akademickim A-4, a potem w czasie prywatnej nauki — podkreślałem najważniejsze myśli i zdania. Według wskazań metodologicznych Ks. Wiesława Gawlika: robiłem „fiszki”: na karteczkach A-6. Przed egzaminami stosowałem studencką zasadę: „zakuć, zdać i zapomnieć”, aby zrobić miejsce na dalszą partię materiału, która niekiedy sięgała 200 — 400 stron. Z zapominaniem nie miałem problemu, gdyż mój umysł jest chłonny, ale krótkotrwały. Potrafiłem do egzaminu nauczyć się, ale niestety też szybko zapominałem. Dlatego nie nauczyłem się żadnego nowożytnego języka, chociaż starałem się także podczas wakacji wkuwać słówka z Francuskiego i Niemieckiego. Obecnie sprawa jest ułatwiona: młodzież i dzieci już od przedszkola, poza językiem ojczystym, uczą się tylko Języka Angielskiego, który stał się językiem międzynarodowym, jak w Starożytności i w czasach Nowożytnych: Łacina była językiem szkolnym i na Uniwersytetach, gdzie były 4 Wydziały: Teologia, Medycyna, Filozofia i Nauki Wyzwolone.

33. Na początku IV-go roku, było nas 50 osób. Jesienią 1962 roku, został ogłoszony Sobór Watykański II-gi. Początkowo nie dano Wrocławskim Biskupom paszportu na wyjazd / wówczas paszporty znajdowały się w państwowym urzędzie. /, gdy wreszcie „łaskawie” dano Wrocławskim Biskupom paszporty i ci wyjechali do Rzymu, na drugi dzień zjawił się przedstawiciel wojskowy, z Rozkazami Wyjazdu do Wojska. „Rozrzucili” nas w pojedynkę po całej Polsce, mylnie mniemając, że w ten sposób klerycy wsiąkną wśród świeckich Chłopców. Stosowali też metodę „docierania” opornych.

34. Aby w atmosferze wrzasków, przekleństw i chamstwa — nie ulec temu, zastosowałem psychiczną metodę „bawienia się w wojsko” i dokładnie wykonywałem komendy kaprali. Już w czasie studiów na Wrocławskiej Politechnice, w każdy poniedziałek mieliśmy Szkolenie Wojskowe. Gdy Kapitan ogłosił w naszej grupie test z wyszkolenia bojowego, jeden ze studentów zadał mu pytanie: „Obywatelu kapitanie, czy ten test będzie na lipę, czy pro forma” W odpowiedzi usłyszał: „Ja wam dam na lipę, jasne, że pro forma”.

35. W prowadzonej punktacji w „wyszkoleniu politycznym, bojowym i sportowym” szybko znalazłem się na czele. Byłem osobą zdrową, wysportowaną i na wysokim poziomie intelektualnym. Nasza jednostka w Siedlcach: 18 DAPL / 18 Dywizjon Artylerii Przeciwlotniczej. Pluton Przyrządów /. Mając dar widzenia stereoskopowego byłem szkolony i zostałem dalmierzysta, na Przeliczniku. Nasz Dywizjon brał udział w strzelaniu do Rękawa ciągniętego przez samolot na kilometrowej linie, na poligonie w Ustce. Braliśmy też udział w zajęciach Armijnych. Każde takie zajęcie miało część teoretyczną i praktyczną oraz były wystawiane oceny i z tym się łączyły różne nagrody / zazwyczaj nadzwyczajne dni urlopów /. W ten sposób uzbierałem w pierwszym i drugim roku — po 30 dni urlopów.

36. Będąc w jednostce, chodziłem na przepustce najpierw do Katedry na Mszę św., a resztę dnia spędzałem w Seminarium Duchownym. W jednostce zostałem pomocnikiem Opiekuna Żołnierskiego Klubu, w którym mogłem przebywać w wolnym czasie i z wspaniałym akordeonistą Beńkiem Pacholskim — stworzyliśmy zespół muzyczno-wokalny, w którym grałem na gitarze. A że był to rok 20-lecia Wojska Polskiego —jeździliśmy po wioskach i miasteczkach z przygotowanym programem artystycznym, po którym była potańcówka. Oficerowie zapraszali nas jako darmową orkiestrę, na wesela ich krewnych. W czasie bytności w wojsku, przy gotowałem się i zdałem część kleryckiego materiału: z Egzegezy Starego i Nowego Testamentu i z Prawa Kanonicznego.

37. Po powrocie do Seminarium, przez jeden semestr nie chodziliśmy na wykłady, aby w przyśpieszonym tempie zdawać zaległe egzaminy z IV roku i bieżące egzaminy z V-tego roku. Pod koniec roku klerycy V-tego i VI-go roku „wybierali 7-miu Rocznych Diakonów, w gronie których znalazłem się także ja. Również odbyły się wybory nowych kleryckich władz: Dziekana i Wicedziekana, których wybierali wszyscy alumni i klerycy. Dziekanem został Jurek Rasiek, a ja Wicedziekanem. Do moich obowiązków było: wyznaczanie alumnów do różnych prac i wyczytywanie ich z ambonki.

38. Po obronie pracy dyplomowej i zdaniu wszystkich Egzaminów, otrzymałem Dyplom ukończenia studiów Filozoficzno-Teologicznych. We Wrocławskiej Katedrze Kapłańskie Święcenia, otrzymało 30 diakonów z rąk Ks. Bp. Andrzeja Wronki. W naszym imieniu dziękował Ks. Jerzy Rasiek. W Krośnicach wracając z kolejkowego dworca do domu, wybiegła z bocznej uliczki kobieta, wołając: „Proszę księdza tutaj leży kobieta-wisielec, którą co dopiero odcięliśmy od gałęzi. Po głośnym oświadczeniu, że jestem księdzem, wezwałem do żalu za grzechy i udzieliłem warunkowego rozgrzeszenia In articulo mortis. Taka to była moja pierwsza kapłańska posługa.

39. Dzień Mszy św. Prymicyjnej miał niezwykłą oprawę, dzięki staraniom Proboszcza Edmunda. Do kościoła przyjechałem z Rodzicami udekorowaną bryczką, zaprzężoną w białe konie. Przed plebanią było powitanie przez Proboszcza i Siostrzeńca Tomasza, który wyrecytował powitalny wierszyk. Procesja do kościoła prowadziła wkoło świątyni, przy akompaniamencie Dętej Orkiestry. Przy drzwiach Błogosławieństwo udzieliła mi Mamusia; przy ołtarzu — ok.20 ministrantów w komżach, wyrecytowało wierszowane powitanie. W kapłańskim stroju odprawiałem swoją pierwszą Mszę św., według Trydenckiego Rytu i po łacinie. Kazanie wygłosił kolega Ks. Jan Korczyński. Obiad Prymicyjny był w dużym domu Siostry Lusi i jej męża Benona Sworackich. Na następny dzień zostali zaproszeni członkowie Parafialnego Chóru. W międzyczasie otrzymałem z Kurii pismo: Skierowanie do I-wszej Parafii.

40. Moją pierwszą placówką duszpasterską — była Parafia pw. św. Maurycego, przy ul. Traugutta 36 we Wrocławiu. Pierwszym Proboszczem był Inf. Kazimierz Bilcewski, a po miesiącu przybył z Ziębic Ks. Prał. Czesław Werstein. Wikarym głównym był Ks. Adam Drwięga a wikarzy: Ks. Jan Iwanicki, Ks. Alojzy Swoboda i ja. Jeden rok mieszkałem w jednym pokoju na parterze z zakratowanym oknem. W 1-szą noc obudzili „Sztajmece” – alkoholicy pijący denaturat, nocujący pod choinką na klombie, którzy robili sobie wymówki o zdradę. Taka była moja pierwsza noc, w pierwszej parafii. Po przeniesieniu do Żagania Ks. Jana Iwanickiego, przeniosłem się do dużego pokoju na I piętrze. Łazienka i ubikacja — były wspólne.

41. Salkę katechetyczną przygotowywałem w sierpniu, we wieży na I piętrze. Ponieważ światło paliło się tylko tam, dlatego właśnie ja zostałem wezwany do „chorego”. Zapytałem czy chory może przyjąć Komunię św. – powiedzieli, że tak! Poszedłem więc na plebanię, umyłem się, ubrałem sutannę i komżę, zabrałem klucze do kościoła przez zakrystię kluczyk do tabernakulum i oleje św. do namaszczenia. Odniosłem na plebanię klucze do kościoła. Gdy przyjechaliśmy na ul. Małachowskiego i weszliśmy do mieszkania, okazało się, że zostałem okłamany, a wskazana osoba jest martwa i leży na katafalku. Udzieliłem jedynie warunkowego rozgrzeszenia „In articulo mortis”. Takie były początki pracy duszpasterskiej, w pierwszej parafii.

42. Przypadło mi uczyć klasy IV — VII Szkół nr 85 i 2. Początki były trudne, nie byłem „wygadany”; trzeba też było pisać konspekty lekcyjne. Posiłkowałem się wyświetlaniem slajdów poprzez ręczny rzutnik, rysunki na tablicy i wspólne śpiewy, do których akompaniowałem na gitarze. Jednocześnie w każdy wtorek zacząłem uczęszcza na Specjalistyczne Studium. W przedsionku kościoła zacząłem uaktualniać co tydzień – „Gazetkę Parafialną”, na którą składały się wycinki z kolorowej Prasy Katolickiej.

43. Dużą trudność sprawiały mi przygotowanie i „wykucie na pamięć” kazań do młodzieży i starszych. Kazania dla dzieci musiały być „kolorowe”, dlatego trzeba było szukać, a częściej samemu układać „przykłady”, często wymyślać.

44. Mnie też zlecono prowadzenie Ministrantów. Wówczas Msza była po łacinie i tzw. Ministrantura była po łacinie. Na tygodniowych zbiórkach — najpierw uczyłem poprawnej wymowy ministrantury, potem budowy Mszy św., jakie są księgi i naczynia liturgiczne oraz: części Roku Liturgicznego. Rozpocząłem Kurs nowych kandydatów na Ministrantów, do promocji dotrwało i zdało egzamin 40-tu. „Święcenia” odbyły się w kościele, a przewodniczył im sam Infułat Kazimierz Bilczewski

45. Przychodziliśmy do kościoła w zwykłe dni wszyscy / oprócz Infułata / na godz. 6.30 i służyliśmy posługą sakramentalną w „swoich” konfesjonałach — do 7.30. Dwaj księża kolejno odprawiali Msze święte; trzeci – wieczorem 0 18.30. Msze św. Niedzielne i Świąteczne były co godzinę, o: 7,00; 8.oo; 9.00.10.00, 11.00 i 12.00 oraz wieczorem. Konieczne było wielkie zdyscyplinowanie. Msza z kazaniem mogła trwać tylko 50 minut. 10 minut — na wyjście i wejście wiernych. W każdą 1-szą Niedzielę była Adoracja Najświętszego Sakramentu; każdy z nas przez godzinę przewodniczył w adoracji. Ks. Prał. Werstein wprowadził i sam prowadził w każdą środę, o godz. 18.00 — Nabożeństwo do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. W 2-gim roku współuczestniczyliśmy w budowie 2-ch bliźniaczych Sal Katechetycznych w ogrodzie, w których uczyliśmy: Ks. Adam Drwięga w jednej, a ja w drugiej.

46. Po trzech latach zostałem przeniesiony do Parafii Katedralnej. Zlecono mi Katechezę z Młodzieżą od klas VIII do Maturzystów, Również zorganizowałem Grupę dla Młodzieży Pracującej, do której dołączyli Hipisi z Wrocławia i ich Przywódca „Dziki”. Wkrótce trzeba było rozłączyć te grupy i Hipisi przychodzili na godz. 20.oo; początkowo raz w tygodniu, a w następny rok codziennie. Jako druga godz. katechetyczna młodzieży — była Godzina Biblijna.

47. Całość Młodzieży Par. Katedralnej — prowadziłem z Ks. Stanisławem Dudkiem i Msze św. niedzielne odprawialiśmy o godz. 9.00 w dwupoziomowym kościele pw. św. Krzyża i św. Boromeusza. Na zimę przenosiliśmy się do części dolnej, która była ogrzewana, a Wspólnota Greko katolików — przechodziła na poziom górny

48. Zlecono mi też prowadzenie Liturgicznej Służby Ołtarza: Ministrantów i Lektorów, których liczba została podwojona. Zorganizowałem dwie Ligi Piłki Nożnej Wrocławia: Ministrantów i Lektorów. Tutaj też uczyłem się Ruchu Młodzieżowej Oazy Światło-Życie / Fos-Zoe. Grupę Męską ja prowadziłem i byli to Lektorzy a żeńską Ks. Stanisław Dudek. Spotkania miały formę Ewangelicznej Rewizji Życia i odbywały się w sali przez nas wyremontowanej.

49. Dwa tygodnie urlopu — poświęciłem na wyjazd do Krościenka, gdzie Ks., Prof. Franciszek Blachnicki prowadził Oazę dla Księży i Sióstr Zakonnych — w budynku na Małej Kopie. Mogłem nie tylko poznać ideę charyzmatycznego ruchu, ale także osobiście przeżyć. Z oazową młodzieżą wystawiliśmy Jasełka w 3-ch Aktach; całość trwała 1,5 godz. Dekoracje malowałem wraz z 2 diakonami: Były to 2 ogromne płótna o wymiarach 8 x 4 m., rozpięte na drewnianej ramie. Przedstawiały Panoramę Betlejem a 2-gie wnętrze pałacu Króla Heroda. Kostiumy wypożyczyliśmy we Wrocławskiej Operze. Ojcowie „artystów” zbudowali scenę na wysokości 85 cm. a zasłona była rozsuwana po stalowym pręcie. Role zostały rozdane na miesiąc przed premierą. Próby odbywały się codziennie przez tydzień przed premierą. Całość wraz z występami – odbywały się w czasie Zimowych Ferii. 50. Z Młodzieżowej Oazy wykwitły 3 wielkie miłości i obyły się 3 Śluby Małżeńskie. Cementowały także naszą wspólnotę: rajdy, pielgrzymki i potańcówki, w Sali i w ogrodzie grali na gitarach elektrycznych i fortepianie chłopcy muzycznego zespołu.

51. Po trzech latach zostałem przeniesiony do Parafii św. Elżbiety, przy ul. Grabiszyńskiej, gdzie proboszczem był Ks. Kan. Roman Karabczyński. Ks. Dr. Franciszek Głód zorganizował Duszpasterstwo Młodzieży Akademickiej. Mnie zlecono Duszpasterstwo Młodzieży Szkół Średnich. Zasadniczym obowiązkiem była Katecheza w salce zbudowanej na kościelnym balkonie. Młodzież /około 1500 osób / – przychodziła na katechezy klasami, albo w grupach liczących około 60 osób. Komu i to nie pasowało – przychodził w Niedzielę: na godz.8.oo /I i II klasa: 120 osób/ Na godz. 10.00- po Mszy 0 9.00: III i IV klasa — 120 osób/. Młodzieżową Oazę „przeszczepiłem tutaj zapraszając kilkakrotnie Młodzież Oazową z Katedry, jakoby przez praktyczne pokazanie zasad i metod. Powstawała nowa wspólnota i przyjaźnie. 13.VI. 1975 r. umarła Mamusia.

52. Po trzech latach, na własną prośbę, skierowano mnie na tzw. „Prowincję” – zostałem posłany do Mirska / 4.300 mieszkańców/, między Gryfowem a Świeradowem, gdzie Proboszczem był staruszek Prał. Bolesław Orłowski hrabia. Właściwie wszystkie posługi duszpasterskie musiałem sam wykonywać. Uczyłem dzieci i Młodzież od przedszkolaków do maturzystów i młodzież pracującą. Przeprowadziłem Kurs Lektorów i Psałterzystów: po 30 osób. Rodzice postarali się uszyć dla synów alby, ja dostarczyłem im mulinę i wzory, których kalki wypożyczyłem z Wrocławia od Zakonnych Sióstr. Po roku przybył do Mirska Ks. Prał. Tadeusz Jordanek z pomocnikiem Ks. Edwardem. Te 2 lata wspólnej pracy zaliczam do bardzo udanych. Tutaj też założyłem Oazę Światło-Życie, sprawdzoną metodą „odwzorowania”: Zaprosiłem do Mirska 30 Oazowiczów z ostatniej Parafii Świętej Elżbiety. Poszczególne osoby zamieszkały u koleżanek i kolegów, którzy wyrazili chęć udzielenia gościny. Śniadania były na plebanii, a obiady w Restauracji. Odbyliśmy też wspólną wycieczkę na zaśnieżony Śnieżny Stok.

53. Z Mirska zostałem posłany na proboszcza, w parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Rokitkach, aby zastąpić pierwszego proboszcza Ks. Henryka Krajewskiego. Zamieszkałem u Państwa Koczańskich, gdzie mieszkał mój poprzednik. Podczas obiadu odpustowego u Państwa Koczańskich — moja siostra Giesia powiedziała, że już następnym Papieżem powinien być Polak. Na to Dziekan Prał. Tadeusz Kisiński oświadczył, że jest to niemożliwe. Założyli się o koniak. A jednak to siostra miała rację, ale koniaka nigdy nie otrzymała.

54. Zorientowałem się, że w Niedzielę i Święta — będę odprawiał po 5 Mszy św. i głosić po 5 kazań, przejeżdżając jednocześnie z organistą 44 kilometry. Na Boże Narodzenie odprawiłem w ciągu doby 10 Mszy: Umordowany do granic możliwości, Zaserwował mi Pan Bóg jeszcze następną możliwość. Gdy wszyscy ludzie wyszli z kościoła — podeszła do mnie b. pobożna babcia, która poprosiła o Spowiedź. Okazało się, że w młodości zaszła w ciążę i popełniła aborcję. Spowiednik zadał jej za pokutę: Po każdej Pasterce przystępować do Spowiedzi i wyznawać ten grzech. Uznałem, że dotychczasowe Spowiedzi już wystarczyły, dlatego zmieniłem pokutę na jednorazowe odmówienie Części Radosnej Różańca św. Uradowana babcia odeszła do domu, aby wraz z rodziną przeżywać Radość Świąt Bożego Narodzenia. Mimo zmęczenia i ja bardziej radowałem się z tego Święta.

55. Po spłaceniu zaciągniętego przez ks. Henryka Krajewskiego długu, w wysokości 70 000 zł, które przywiózł przedstawiciel Kurii Ks. Adam Drwięga, minusowe saldo zostało wyzerowane, ale kasa parafialna była pusta. Po kilku dniach zjawił się u mnie przedstawiciel do Spraw Wyznań i oświadczył, że jeżeli natychmiast nie rozpoczniemy remont dachu w Goliszowie, to zamknie ten kościół, jako zagrażający życiu i zdrowiu. Dowiedziałem się, że w sklepie przy pl. Bema we Wrocławiu, jest potrzebna ilość blachy cynkowej, na miedzianą nie było nas stać, ale potrzeba na to 50 000 żywej gotówki. Ogłosiłem to podczas niedzielnej Mszy św. Wieczorem przyjechali do mnie trzej przedstawiciele Goliszowa i przywieźli pieniądze, które zebrali przez popołudnie, chodząc od domu do domu. Na drugi dzień pojechaliśmy do Wrocławia i przywieźli potrzebną blachę. W następnym tygodniu znaleźliśmy blacharza i dekarza, którzy rozpoczęli prace. W międzyczasie przeprowadziliśmy w każdej wiosce wybory do Rad Parafialnych, w czym nieocenioną pomoc zapewnił Organista Stefan Sciga, który znając wiarygodność parafian, przygotował listy kandydatów, którzy ze swego grona wybrali Radnych, W następną Niedzielę zostali zaprzysiężeni i potwierdzili Plan Mszy: Czernikowice 7.30, Biskupin 8.45, Rokitki 10.00 Goliszów 11.15, Zamienice 12.30.

56. Przez cały czas wakacyjny prowadziliśmy prace, w których uczestniczył Władysław Kozioł, który przyjechał z Mirska i zamieszkał ze mną u Państwa Koczańskich, aby bezinteresownie pomagać w pracach instalacyjnych przy plebanii i malować wnętrze kościoła w Biskupinie. Również z Mirska Pani Góra przysłała spawaczy, którzy instalowali całe; Centralne Ogrzewanie i Hydraulikę. Miejscowy elektryk zrobił Instalację Elektryczną. Miejscowi tynkarze odpłatnie tynkowali i białkowali poszczególne pomieszczenia plebanii. Zostało zbudowane 3 komorowe szambo, z którego można było zbudować podziemne odprowadzenie do rowu. Ja nieustannie jeździłem i zwoziłem materiały do poszczególnych prac. Trzeba też było kupić i zainstalować wszystkie okna i drzwi. Kupiłem i przywiozłem najbardziej potrzebne meble do kuchni, kancelarii i sypialni. W łazience zainstalowaliśmy elektryczny bojler, wannę i prowizoryczny prysznic. Pod koniec października Ks. Bp Wincenty Urban przyjechał poświęcić plebanię. W przyjęciu zorganizowanym przez Parafialną Radę — uczestniczyło ponad 100 osób.

57. Do Nowej Plebani przeprowadziłem się na św. Mikołaja: 6-go grudnia. Wieczorem przyszli Państwo Koczańscy, zaproszeni na dziękczynną kolację. Pierwsza gospodyni okazały się „nie wypałem” – następne były b. dobre: Pani Krystyna Zając z Bolesławca, Pani Krystyna Zimna z Jeleniej Góry i Pani Łucja Babisz — z Legnicy. Wywiercona studnia, zapewniała tylko wodę techniczną. Czysta woda pitna dotarła do nas dopiero po przeprowadzeniu instalacji wodnej pod drogą i doprowadzenie pod ziemią do ujęcia na Fermie Nutrii, do której dopływała pod ciśnieniem z wieży ciśnień i studni głębinowej.

58. Na katechezę dojeżdżałem codziennie, ucząc w kościołach, w 3-ch grupach: I — IV, V — VII i młodzież. Następnie odprawiałem w tej miejscowości Mszę św. O wyborze Papieża-Polaka, dowiedziałem się, wracając z Czernikowic, Bliżej poznałem parafian w czasie Wizyty Duszpasterskiej. Zaskoczeniem dla mnie był „Opłatek” a także „Święcone” – organizowane przez Wspólnoty Wsi, Przyjmowali mnie nie tylko Katolicy, ale także Grekokatolicy i Prawosławni. W sali przy Remizie Straży Pożarnej lub w Sali Widowiskowej, połączone z Wiejską Zabawą Taneczną. Grał w Rokitkach b. dobry Akordeonista, a w innych wioskach była muzyka z płyt.

59. Dzięki pewnej formie „sprytu” – udało mi się uzyskać w Urzędzie Gminy w Chojnowie, pozwolenie na budowę kościoła o powierzchni 600 metrów kwadratowych. Energię elektryczną pobieraliśmy z plebanii, gdzie mieliśmy podwójne zabezpieczenie instalacji trójwatowej 35 A., a do budowanego kościoła ze słupa na parceli sąsiada. Plan Architektoniczny został przygotowany w Lubiniu, Plany Konstrukcyjne przygotował Zespół Projektowy w Legnicy. Mimo lokalowej ciasnoty na plebanii, u mnie odbyły się 2 Koleżeńskie Zjazdy Rocznika 1966, Roku. Przepracowałem w Rokitkach 15 lat. W czasie mojej pracy w Rokitkach były 4 Powołania Kapłańskie i 4 Mszy Prymicyjne: Ks. Jana Klinkowskiego, Ks. Michała Zembeli, Ks. Krzysztofa Słotwińskiego i Ks. Waldemara Cwiklińskiego. Dzięki powstawaniu nowych Parafii, można było pomniejszyć naszą Parafię: Goliszów z Niedżwiedzicami, Czernikowice z Białą.

60. Drugą Parafią Proboszczowską była Lubańska Parafia pw. Świętej Trójcy, licząca 10.000 wiernych. Do pomocy w pracy duszpasterskiej i katechetycznej, po raz pierwszy miałem 2 wikariuszy, z którymi musiałem się dogadywać, w układaniu tygodniowego planu obowiązków, katechezy w poszczególnych szkołach na terenie naszej parafii i planu wakacyjnych urlopów. Ja uczyłem religię w Liceum Ekonomicznym i sam pełniłem Dyżury w Parafialnej Kancelarii. Prowadziłem oddzielne Księgi Wpływów i Wydatków Parafialnych i oddzielną: wpływów i wydatków: „lura stolae”, na wyżywienie; Także „płace dla pracowników i ZUS.

61. Budynek plebanii był bardzo zaniedbany — szczególnie piwnice. Kościół wymagał pilnego malowania, organy wymagały generalnego remontu, nieogrodzony plac przykościelny był niby „małpi gaj”, część dolna placu wymagała odwodnienia, gdyż trudno było przejść w czasie procesji. Generalnego remontu wymagał napęd dzwonniczy dzwonów. Strych kościoła i wieży zaśmiecone, odpływ nieczystości często zatykał się. Piwnica pod kancelarią nieotynkowana, z gnijącymi ziemniakami, sale „wykładowe, korytarze i pokoje wymagały malowania. Naraz trzeba było robić wszystkie remonty. Głównymi były: konserwacja i poszerzenie o 9 głosów organów i malowanie wnętrza kościoła.

62. Przez nadmiar obowiązków w dwóch ostatnich parafiach, nabawiłem się następujących chorób: nadkwasota, niedokwasota, wrzody żołądka i wrzody dwunastnicy, kamica nerkowa / bolesne ataki bywały nieraz co tydzień/. Dwa razy jeździłem na rozbijanie kamieni do Polanicy a potem miesięczny pobyt w szpitalu w Cieplicach. Nadciśnienie tętnicze i udar mózgu, z koniecznością pobytu w szpitalu w Jeleniej Górze. Tutaj leżałem na sali z bezdomnym alkoholikiem, którego odnaleziono w tragicznym stanie „pod mostem”. Cierpiał na biegunkę i był utrapieniem dla pielęgniarek, które przynajmniej raz na dobę, myły go i wymieniały całą pościel. Gdy przedstawiłem się, że jestem księdzem, nasze rozmowy przemieniły się w jego zwierzenia i katechizmowe pouczenia. Potraktowałem je jako Rachunek Sumienia oraz przygotowanie do przyjęcia po latach Komunii św. Gdy mnie wypisywano ze szpitala, jego zabrali na zabieg i przywieźli nieprzytomnego do sali, gdy odchodziłem. Dowiedziałem się później, że tego samego dnia umarł. To już 3-ci raz miałem szczęście „zaopatrzenia” przed śmiercią.

63. Dużo wysiłku i pieniędzy kosztowała naprawa i odbudowa starożytnych murów kamiennych, otaczających nasza posesję / samego kamienia 46 ton/, plus prace murarskie; kupno i osadzenie trzech dwuczęściowych bram i 3-ch furtek; wbetonowanie metalowych słupków i dospawanie metalowych przęseł. Wybudowanie alei ogrodowej z betonowych kształtek, zbudowanie z kamienia Groty i Ołtarza, na którym posadowiliśmy dużą figurkę Jezusa, zasianie trawy i wyodrębnienie 3 skalniaków, z posadzonymi kwiatami i krzewami: forsycje jaśmin, jodły, jarzębiny i innych. Betonowymi płotami ażurowymi odgrodziliśmy dwie następne części. Rekreacyjną ze zbudowaną dużą drewnianą pergolą i posadzonym sadem: jabłonie, śliwy, czereśnie, orzechy, białe i fioletowe winogrona rozpięte na drutach umocowanych na dużych palach. Pod ziemią doprowadziliśmy wodę, z trzema ujęciami do podlewania.

64. Przez pierwsze lata sam prowadziłem tygodniowe spotkania Ministrantów, Lektorów i Dziewczęcej Scholii, posiłkując się starszą młodzieżą. Zadbałem o uszycie Scholii niebiesko-ciemnych alb i otrzymałem z darów specjalne alby dla ministrantów. Raz na miesiąc robiłem spotkanie wraz z rodzicami, połączone ze skromnym poczęstunkiem. Spotkania te odbywały się w „Kawiarence, wyposażonej przez założone przedtem Stowarzyszeniem Rodzin Katolickich. Utworzyłem dwugłosowy Chór Męsko-Żeński, który prowadził organista Stefan Białkowski. Wszyscy też mogli się włączyć do Akcji Katolickiej. Żywy Różaniec to:5 Róż Żeńskich i 2 Męskich oraz Bractwo św. Józefa, którzy w bordowych strojach, wspaniale prezentowali się na procesjach i wszelkich uroczystościach. Ważną rolę odgrywała, „przeszczepiona” z Leśnej, Modlitewna Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym. Z grona młodzieży powstały: Oaza Światło-Życie i KSM – Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży i wspólnota dziecięca – Eucharystyczny Ruch Młodych.

65. Przez jeden rok / na rozruchu/ dziecięce i młodzieżowe wspólnoty sam prowadziłem, a następnie przekazałem Wikariuszom. Do sukcesów należały: Diakonia Odnowy w Duchu Świętym, która przemieniła się w bitowy zespół wokalno-muzyczny: 3 elektryczne gitary, perkusja, marakasy i elektryczne skrzypce; grali na młodzieżowych Mszach i Rekolekcjach. Również Dziecięca Schola/64 osoby w ciemnoniebieskich togach /, którzy pod kierownictwem Ks. Dosia, nagrali w Polskim Radiu kilkanaście kolęd, a tej profesjonalnej taśmy w Czechach zrobiono: kilkaset kaset. Z ich sprzedaży, część dziewcząt miała środki na letni wypoczynek nad Bałtyckim Morzem.

66. Dużym wydarzeniem Ogólnomiejskim Lubania były przygotowania do 150 Rocznicy Konsekracji Kościoła przez Bpa Forstera 26. VI. 1861 roku. Zostało utworzonych 7 Grup Zadaniowych. Jedna z nich Redakcyjna, miał za zadanie napisanie Historii Kościoła Świętej Trójcy w Lubaniu, wraz z najważniejszymi zdjęciami oraz wydanie jej drukiem. Zadania tego podjął się Pan Janusz Skowroński. 2-ga Grupa budowy i posadowienia przy drodze do Zgorzelca / naprzeciw dawnej szubienicy/ ogromnego, żelbetonowego, Pamiątkowego Krzyża, z niklową tablicą informacyjną. 3-cia Grupa Liturgiczna. 4-ta Remontowa Wnętrza kościoła; zerwanie starych potrzaskanych płyt, betonowanie nowej posadzki i jej poziomowanie, kupno i położenie nowych płyt. Zrobienie i konserwacja nowych ławek kościelnych w stylu pierwotnym: 4 dużych 8- metrowych i 12-tu 4-ro metrowych, posadowionych w bocznym podcieniu — na nowej podłodze. Konserwacja mebli w zakrystii, 4-ta : Renowacja zewnętrznej strony kościoła : ażurowej balustrady dachu – z ceramicznych kształtek, wykonanie nowych ceramicznych wieżyczek głównego portalu i wmurowanie ich. Całość wykonana w cegiełki Nowogrodźca. 5-ta Grupa Historyczna kierowana przez Dyrektor Lubańskiego Muzeum, która była odpowiedzialna za zorganizowanego Sympozjum Naukowego / 4 wykłady / na temat Miasta Lubania i Parafii pw. Świętej Trójcy. 6-ta Grupa zobowiązała się o oprawę Sportowo-Rekreacyjną na Stadionie. 7-ma: Przyjęcie dla zaproszonych gości / około 100 osób /w Motelu Pani Joli, z występem profesjonalnego Zespołu „Non Nobis” 65. Przez 17 lat „Obsługiwaliśmy” przy Kurhanie Marszałka Józefa Piłsudskiego, a potem w kościele, prawie wszystkie Kościelno-Państwowe Uroczystości. Przez 17 lat byłem Kapelanem więziennictwa; poza duszpasterską posługą w Lubańskim Areszcie Śledczym, brałem udział w spotkaniach Inspektoratu Wrocławskiego w Karpaczu, a także w Spotkaniach Szkoleniowych w różnych Ośrodkach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Polsce.

67. Zbliżał się czas przejścia na emeryturę, Wyznaczał go koniec czerwca 2015 roku. Trzeba więc było dokończyć rozpoczęte inwestycje, np.: 2-gą łazienkę na II-gim piętrze, renowację zabytkowych mebli z zakrystii, zabytkowych 2-ch drewnianych relikwiarzy, odprowadzenia z plebanii ścieków pod posadzką garażu, a na zewnątrz: poprzez 2 dodatkowe studzienki i pod drogą do miejskiej kanalizacji. Zainstalowanie odprowadzenia spalin z pieców centralnego ogrzewania na gaz — przez wprowadzenie pionowych rur antykorozyjnych na 3 metry ponad poziom dachu.

68. W spisie przekazania znalazło się: pięć regałów moich prywatnych książek, moje prywatne pianino, aby służyło Chórowi i Scholi — w czasie prób, Zabytkowy obraz Matki Boskiej z dzieciątkiem Jezus na rękach i kwotę 222 000 złotych na realizację dalszych inwestycji; szczególnie dalszej części – 60 % – ażurowej balustrady dachu.

69. Pisemny protokół przekazania Parafii pw. Świętej Trójcy w Lubaniu przyszłemu proboszczowi: Ks. Janowi Bryji, został sporządzony w 3-ch egzemplarzach i podpisany przeze mnie i nowego Proboszcza oraz 2-ch Radnych: Antoniego Rąpałę i Władysława Kulczyckie go oraz Dziekana Mieczysława Jackowiaka. Jeden egzemplarz został w Parafii, drugi w dekanacie i trzeci — przesłany do Kurii. W czasie pakowania — niestety pozostało wiele cennych przedmiotów i książek, które już nie udało mi się odzyskać.

70. W ładowaniu do samochodów i rozładowaniu w Legnicy / Dom Księży Emerytów, ul. Grabskiego 19 / – pomogli Lektorzy i Starsi Ministranci, pod kierownictwem Adriana Rudzińskiego. Odejście z Parafii nie miało charakteru głośnego pożegnania. Odszedłem cicho i bez rozgłosu.

71. Nowe życie w Domu Księży Emerytów jest wygodne: najpierw mieszkałem na II piętrze mając 2 pokoje, długi przedpokój-korytarz i łazienkę z wanną. Po 2-ch latach mogłem się przeprowadzić na 1-sze piętro, od strony północnej, z kabiną prysznica, wanną, ubikacją i urządzeniem do podmywania / bidonem/. Z natury szybko przystosowuję się do nowych warunków i nie jestem zbyt wymagający. Jedzenie jest bardzo dobre i wystarczające ilościowo. Na 1-szym piętrze jest Kaplica z Tabernakulum, Ołtarzem i Konfesjonałem Ambonką i Sedilla; Obok — Zakrystią. Na parterze jest jadalnia i gabinet Pielęgniarki; W piwnicy jest gabinet Dentystki i Lekarza, który przyjmuje od godz. 16.00 — jeden raz na 2 tygodnie, osoby, które się wcześniej zapiszą u dyżurnej Pielęgniarki. Między piwnicą a parterem i 1-szym piętrem funkcjonuje winda osobowo-towarowa. Obok budynku jest park, z krzewami i drzewami oraz alejkami do spacerów. Jest też grota z figurą Matki Boskiej, są też rozstawione ławki, pozwalające na odpoczynek. Plan dnia dotyczy tylko: Udział we Mszy św. — o godz. 7.00 lub 8.00. Wspólne posiłki: 8.30 — śniadanie, 13.00 — obiad, 17.30 — kolacja. Wspólna Adoracja Najśw. Sakramentu: w czwartek w godzinach: 11.45 — 12.45. Pozostały czas jest do własnej dyspozycji: spacery, koleżeńskie rozmowy i odwiedziny, prywatna modlitwa brewiarzowa, czytanie religijnej prasy i książek oraz wszelkiej literatury, granie na instrumentach oglądanie wybranych programów telewizyjnych, rozmyślanie i pisanie rozważań.

72. Po 50-ciu latach kapłańskiej pracy i po 81-miu latach życia — zdaję sobie sprawę, że to to już „Ostatni Etap”, Ostateczny Czas przygotowania się do rozstania z tym światem. Również to właśnie rozważanie — traktuję jako Publiczny Rachunek Sumienia. Proszę też Pana Boga o miłosierdzie i przebaczenie wszystkiego, przez co zgrzeszyłem: myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.

73. Przy moim łóżku, na nocnym stoliku, jest Krzyżyk i Gromniczna Świeca i proszę o zapalenie jej w godzinę mojej śmierci. Wszelkie sprawy po mojej śmierci — proszę o spełnienie — według mojego Testamentu.

Mój facebook