ŻYWOTY Ś W I Ę T Y C H
PATRONÓW POLSKICH
X. PIOTR PĘKALSKI
ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO
Na dzień 15 października
ŻYWOT ŚWIĘTEJ JADWIGI
KSIĘŻNEJ ŚLĄSKIEJ I POLSKIEJ
zebrany z rękopisu z XIV-go stulecia, który się dostał z biblioteki klasztoru trzebnickiego do księgozbioru katedry wrocławskiej, a w r. 1839 przez STENCLA został wydany.
Jadwiga, ta piękna latorośl ze szczepu Bertolda wyrosła, rozwinęła się, zakwitła i obfity przyniosła owoc cnót i pobożności w winnicy Chrystusowej, na śląskiej ziemi. Urodziła się ona w r. 1166, z ojca Bertolda, księcia morawskiego, margrabiego badeńskiego, hrabiego na Tyrolu; z matki Agnieszki, córki margrabiego zarazem hrabiego Rochleta Dedona, który ze krwi Karola Wielkiego pochodził; jako nieodrodna latorośl, nasiąkła sokiem bogobojności domu Bertolda. Rosła Jadwiga na pociechę rodziców swoich, rokując im piękne nadzieje mądrości i cnoty; a gdy się w niej władze umysłowe rozwijać zaczęły, wyjawiała nieraz tak roztropne swe zdania, jak w dorosłym wieku; uczono ją czytać, pisać i pierwszych zasad wiary chrześcijańskiej.
Troskliwi rodzice obmyślali dla niej cnotliwych wychowawców, wszakże oprócz starannie udzielanego jej wychowania, Duch Boży tak skutecznie owionął jej serce szczególną dobrocią, i przezornym grzechu unikaniem, że czystą duszę swoją zachowała od wszelkich zabaw, za którymi się inne dzieci płocho ubiegają. Potem wyprawiona została do klasztoru kicyngskiego (a), panien Benedyktynek we Frankonii, by tam, w tym słynnym podówczas klasztorze ćwiczyła się w naukach umysł człowieka zdobiących. Pochopna do nauk Jadwiga, ucząc się ochoczo, przewyższała w naukach swe rówiennice, z pociechą dla swych rodziców, i wielkim dla siebie pożytkiem; a nawykła w domu do modlitwy, i przy szkolnej pracy nią się ukrzepiała. Bertold i Agnieszka, rodzice Jadwigi, mieli czterech synów i cztery córki; najstarszy syn Bertold był arcybiskupem i patriarchą akwilejskim, drugi Ekeber, biskupem badenbiskim; ostatni dwaj, Otto i Henryk, po zgonie ojca na Państwo jeden po drugim wstąpili. Pierwsza córka Agnieszka zaślubiona została z Filipem królem francuskim; druga Gertruda połączona małżeństwem z Andrzejem królem węgierskim, z niej urodziła się św. Elżbieta landgrafka Turyngii; trzecia Matylda była ksienią pp. Benedyktynek, klasztoru kicyngskiego we Frankonii; najmłodsza Jadwiga, dwunastoletnia panienka, rzadką urodą i pięknymi serca przymioty w domu swych rodziców jaśniejąc, znęcała do siebie wielu zacnego rodu młodzieńców. Henryk Brodaty, książę śląski i polski, starał się u księcia Bertolda o rękę cnotliwej i pięknie wykształconej księżniczki. Roztropna Jadwiga, wysoko ceniąc wolę swych rodziców, a nade wszystko niebios rozporządzenie, zezwoliła na związki małżeńskie. W stanie małżeńskim skrzętnie chowała naukę św. Pawła apostoła, który upomina niewiasty w przestrzeganiu czystości małżeńskiej. Wszakże Jadwiga, jako szczep wsadzony w winnicy Zbawiciela, zakwitła i piękny wydała owoc małżeństwa; powiła bowiem mężowi swemu trzech synów: Bolesława, Konrada i Henryka, jako też trzy córki: Agnieszkę, Zofię i Gertrudę; odtąd atoli zawrzała gorącym pragnieniem podobania się Bogu, ograniczyła się zatem w stanie małżeńskim, za zezwoleniem męża swojego; a tak Henryk i Jadwiga, za natchnieniem Bożym jednomyślnie i uroczyście poślubili wobec biskupa, że się zupełnie powściągną od powinności małżeńskiej, a natomiast ścisłe przestrzegać będą czystości, którą też aż do zgonu przez lat 28 nienaruszenie zachowali. – W długiej tych lat przewłoce starała się Jadwiga o to przezornie, by jej czystość, którą z jawnych znamion zacne osoby wysoko w niej ceniły, przez ludzi nieprawych, co z najmniejszego pozoru biorą powód czernienia swych bliźnich, nie była żądłem obmowy dotykana; starannie więc chroniła się, sam na sam, z mężem swym rozmowy, i nigdy nie szła do niego, jedynie w ważnej i pobożnej sprawie osób, bądź zakonnych, bądź też uciśnionego biedactwa. Ale w tych nawet wypadkach, nie sama z nim rozmawiała i nie na ustroniu, ale publicznie, w przytomności kilku poważnych mężów. Podczas jego choroby odwiedzała go z Anną swą synową (1) lub z innymi zacnego urodzenia niewiastami.
Starała się ta służebnica Chrystusowa troskliwie o to, by nie tylko przed obliczem Bożym, ale też przed ludzkimi oczyma wiodła skromne i cnotliwe życie swoje; wybierała zatem do służby swego dworu uczciwych dworzan, a zwłaszcza do swych posług pobożne i pięknych obyczajów niewiasty i dziewice. Nie zcierpiała na swym dworze żadnego obmówcy, którym Bóg pogardza, a który wielką czyni krzywdę sławie bliźniego; nie śmiał jej zajrzeć w oczy żaden poniewierca św. religii; nie popisał się przed nią nikt z bluźnierczym dowcipem trefnisia, i nie przegryzł szyderskim wyrazem tego, czego nie rozumiał; ale z całą mądrością swoją spłonął przed nią, jak słoma od ognia. Uznawała ona to za wielką u Boga zasługę, kiedy człowiek ciała ułomnością obarczony, a wyższy nad skłonność swoją, sposobem niebian w nieskażonej niewinności wiedzie żywot, który ona od lat najmłodszych wysoko ceniąc, przez swą rozmowę i żywy przykład zachęcała do dziewiczej niewinności, ile tylko mogła do jej zamiłowania nakłonić osób. Przeto na żądanie Jadwigi, książę Henryk, jej mąż, wystawił w roku 1202 obszerny i wspaniały klasztor w Trzebnicy dla panien Cystersek. Do niego zatem zgromadziła niemały poczet niewiast i dziewic poświęcających się służbie Bożej, z zachowaniem czystości serca i ciała swojego. Poświęciła też Bogu najmłodszą córkę swoją Gertrudę, która w dostojności ksieni, w tym klasztorze pobożnością i cnotą całemu przewodziła zgromadzeniu. Przygarnione pod swoją opiekę, równie szlacheckiego rodu dziewice, jak pospolitego stanu ubogie sieroty: Jadwiga jedne z nich ogniem miłości Bożej do zakonu zagrzewała, drugie zaś według ich własnego życzenia, do stanu małżeńskiego wyposażała, by pierwsze wiernie Chrystusowi służąc, stokrotną: drugie trzydziestą w Ewangelii zaręczoną nagrodę u Niego wysłużyły. Miała Jadwiga i przy boku swym niektóre pobożne wdowy; te dniem i nocą w postach i gorących modłach służąc Zbawicielowi, owoc sześćdziesiąty przynosiły (2). Jaśniejące dobrocią i miłosierdziem cnoty Jadwigi wysoko cenili i wysławiali wszyscy po całym Śląsku i Polsce, nie tylko ludzie ubodzy, ale też rodu szlacheckiego mieszkańcy. Ale świętobliwa ta księżna, pragnąc w pokorze naśladować Zbawiciela, a zachować podaną przez św. Pawła apostoła dla niewiast naukę: oddaliła od siebie wszelką próżność strojów niewieścich, nie miała żadnego upodobania w szatach złotem lśniących się, ni w kosztownych kamieniach, co niektóre niewiasty wysoko cenią; ale natomiast zdobiła umysł i duszę swoją cnotliwymi obyczajami i bogobojną rozmową, a ukrzepiała ją postem i ufną w Bogu modlitwą. A kiedy podczas jakiej kościelnej lub dworskiej uroczystości wymagała potrzeba, by według książęcego stanu swojego przywdziała na siebie szatę okazałą, wtedy nawet nie wypuszczała z pamięci ujmującej serca prostoty i głębokiej pokory. Lecz od owego czasu, w którym pobożne to stadło zawiązało pomiędzy sobą ślub ścisłej czystości, Jadwiga już nigdy nie wdziała na siebie bogatej szaty kolorowej, ale używała odzieży z sukna szarego, lub czarnego kamlotu. Atoli wszystkie te pobożne i pełne dobroci czyny, jeszcze nie zaspokoiły całego umysłu Jadwigi; serce jej zawrzało pragnieniem wzniesienia się na wyższy stopień pobożności i głębokiej pokory; opuściwszy zatem pałac książęcy, wyszła z szumnego świata, i za zezwoleniem żyjącego jeszcze męża swojego, z małą służebnic liczbą schroniła się do trzebnickiego klasztoru, panien Cystersek, na gorętszą służbę Bożą. Wprawdzie oblekła się w habit zakonny, ale nie związała swej woli ślubami tego zakonu, zwłaszcza ubóstwem i ścisłym posłuszeństwem, by jej dobroć na biednych żebraków wylana nie została ograniczoną we wspieraniu nędzarzów. Gertruda jej córka, Bogu poświęcona dziewica, usilnie zachęcała ją po zgonie jej męża, a ojca swojego, by uczyniła śluby zakonne; ale na to odpowiedziała Jadwiga: alboż to nie wiesz, córko kochana, jak wielką człowiekowi przynosi korzyść na zarobek wiecznego zbawienia, rozdawanie jałmużny pomiędzy ubogich? Nie przeto dała swej córce tę odpowiedź, jakoby nie była wiedziała o wielkiej zasłudze ubóstwa i posłuszeństwa, ale będąc fundatorką tego klasztoru, chciała być dłużej jego opiekunką, a dla ubogich matką i pocieszeniem. A chociaż nie wykonała ślubów zakonnych, mieszkając w tym klasztorze, to jednak ściślej chowała milczenie i ostrzejszy wiodła żywot od drugich zakonnic, ślubami związanych. Owioniona duchem głębokiej pokory, często mawiała, że jej schodzi na wielu dobrych uczynkach do świętobliwego żywota, że jest grzeszną istotą, chociaż cnotliwymi czyny i modlitwą zagrzewała serca drugich do życia świętobliwego; a wysoko ceniąc w innych prawdziwą pobożność, skrzętnie starała się przejąć ich dobre sprawy. Tak była głęboko pokorną Jadwiga, że nawet miejsca i podłogi, na których zakonnice w chórze modląc się stały, z uszanowaniem całowała; a gdy się te Bogu poślubione dziewice w obiadową godzinę do refektarza zgromadziły, ona tymczasem w chórze dyscypliny i rózgi, którymi się biczowały, nabożnie całując, mówiła, że to są drogocenne narzędzia, którymi oblubienice Chrystusa swe ciało chłostają. Bóg też korne jej serce niewymowną swej łaski napełniał pociechą; bo gdy pewnego dnia jedna z zakonnic klasztoru trzebnickiego, chcąc osobiście przekonać się, jakim sposobem pobożna księżna modli się samotna w kościele, owa zakonnica wszedłszy tajemnie do chóru ukryła się w zakąciu, ujrzała, że Jadwiga na klęczkach z uszanowaniem całowała miejsca, na których zakonnice stojąc lub siedząc modliły się; potem zaś szła przed ołtarz Najświętszej Panny, krzyżem padła na posadzkę i Stwórcy swojemu dzięki czyniła; gdy według swego zwyczaju dość długo trwała na modlitwie, wtedy wizerunek ukrzyżowanego Zbawiciela w wielkości człowieka, nad obrazem Najświętszej Panny umieszczony, ściągnął z krzyża prawą rękę i nią błogosławiąc Jadwigę, wyraźnym głosem do niej przemówił: „Wysłuchana jest modlitwa twoja, czego żądasz, uprosisz” (3).
Pobożna ta księżna, naśladując ukorzonego Chrystusa w obmywaniu nóg ubogim uczniom swoim, bardzo często uklęknąwszy z miednicą u nóg przywołanych żebraków, ich stopy obmywała, a ręcznikiem obtarte czule ręce i nogi ich całując, jałmużną opatrzonych z radością do własnych odprawiała mieszkań. Podobnie w Wielki Czwartek trędowatym czyniła, nowymi opatrując ich sukniami. Brała ona codziennie do swego stołu ubogie, kaleki i biedaków, i wprzód onym swymi rękoma podawała potrawy, nim sama do stołu usiadła, a usiadłszy pomiędzy nimi, najułomniejszemu z nich podała szklankę z przygotowanym dla siebie napojem. Na tak wysokim stopniu pokory i umartwienia stanęła Jadwiga, że nawet ostatkiem pokarmów ze stołu zakonnic i zakonników pozostałych, potrzebną siłę życia swojego ukrzepiała. Szczególna cierpliwość, nieodstępna towarzyszka prawdziwej pokory, była zdobnym serca Jadwigi przymiotem, nigdy nie widziano jej oblicza gniewem uniesionego; nikomu w przykrych wyrazach nie dała odpowiedzi, ale z każdym łagodnie i słodko rozmawiając, każdy też wyraz w religijnej i dojrzałej rozwadze z jej ust wychodził. A jeżeli ją ktokolwiek, bądź słowem nieostrożnie wyrzeczonym, bądź czynem szkodliwym zasmucił, z ujmującą uprzejmością usłyszał od niej odpowiedź: „Czemuś to uczynił, niech ci Bóg przebaczy”. Zdarzyło się, że gdy jeden z dworzan jej komnaty, imieniem Chwalisław, przez zaniedbany dozór zagubił trzy srebrne puchary, te pełne dobroci usłyszał z jej ust wyrazy: „Idź i szukaj skrzętniej, a może wynajdziesz przez niedopilnowanie zagubione puchary!”. Kiedy w roku 1227 doszła ją smutna wiadomość o bardzo zranionym jej mężu przez zdradliwy napad Pomorzan w Gonzawie, za sprawą Swantopełki, rządcy Pomorzan (w którym to wypadku godzien historycznego wspomnienia żołnierz, Peregryn, z Wizenburga, własnego życia utratą od śmierci ocalił Henryka Brodatego), ona spokojnym umysłem z wielką łagodnością odpowiedziała: „Mam w Bogu nadzieję, że rychło rany jego wyleczyć raczy!”. A kiedy w tym samym napadzie Swantopełk zabił swego monarchę, Leszka Białego, Grzymisława po nim wdowa w roku 1228 uczyniła Henryka Brodatego opiekunem dwojga małych swych dzieci: Bolesława i Salomei, i księstwo małej Polski pod zarząd jego oddała; do którego gdy wdzierał się Konrad książę mazowiecki, stąd więc pomiędzy Henrykiem a Konradem wywiązała się krwawa wojna, w której Konrad z wojskiem swym pod miasteczkiem Skałą, blisko Krakowa, został porażony, i syna swego Przemysława utracił, a blisko wsi Wrocieryża pod Pińczowem zaledwie do lasu się schronił, a nie mogąc w wojnie pokonać Henryka, udał się do podstępu, przez podarki bowiem i obietnice ujął sobie niektórych panów krakowskich. Książę Henryk po odniesionym zwycięstwie na nieprzyjacielu, odesłał syna swego Henryka z wojskiem do Śląska. O tym odesłaniu wojska krakowscy panowie zawiadomiwszy Konrada, zdradzili Henryka, i gdy pobożny ten książę słuchał Mszy św. w kościele we wsi Spytkowicach, wpadł niespodzianie Konrad do Spytkowic, wziął Henryka w kościele do niewoli i osadził go w płockim zamku. Skoro się Jadwiga dowiedziała o smutnym męża swego wypadku, z umysłem spokojnym rzekła: „Bóg miłosierny, w którym mąż mój całą położył ufność, wkrótce go wybawi”. Kiedy się Konrad upierał, żadnych nie przyjmując układów, i nie chciał wypuścić Henryka z niewoli, a Henryk syn Jadwigi zebrawszy liczną siłę zbrojną, umyślił ojca swego orężem z niewoli wyswobodzić: Jadwiga bardzo zasmucona przyszłym krwi bratniej rozlewem, i zniszczeniem narodu polskiego, ona sama siebie na rozejmcę tego zajścia krwawego stawiła. Pojechała do nieubłaganego dotąd Konrada, który za pierwszym na nią spojrzeniem wzdrygnął się, jakby posłannicy Bożej; zawarł z nią sojusz, męża jej z niewoli wypuścił, i wszedł w bliskie z jej rodziną związki. Gdy książę Henryk jej mąż w roku 1238 dokonał żywota, a zakonnice klasztoru trzebnickiego ciężkim smutkiem ściśnięte, rzewne łzy roniły nad nieodwetowaną stratą swego fundatora, dobroczyńcy i opiekuna, i gorzkiego żalu ukoić nie mogły: wtedy Jadwiga ani jednej łzy nie uroniwszy, ale spokojnym i męskim sercem upominając je, powiedziała im: „Nie przystoją wam, zwłaszcza służebnicom Bożym, te nieukojone łzy, siostry kochane, skoro Stwórca tak chce, mimo smutku naszego, uczynić ze swym stworzeniem, jak się najwyższej woli Jego podoba, to owszem z niecofnionym Jego względem rodzaju ludzkiego rozporządzeniem zgadzać się mamy, jesteśmy albowiem Jego potęgi utworem”. Nie przeto cieszyła je ta św. księżna, iżby rada była śmierci męża swojego, którego kochała jak cnotliwego i wielce pobożnego człowieka, ale się w niczym nie chciała woli Bożej sprzeciwiać, i owszem, w nacisku swego strapienia chciała dać statecznego umysłu i cierpliwości dowody. Podobnie ona uczyniła, dowiedziawszy się, że Henryk II jej syn poległ na wojnie z Tatarami, walcząc w obronie ojczyzny i wiary św., i wtedy Jadwiga nie wynurzyła żadnej z serca swojego boleści, lecz natomiast ciesząc niezmiernie rozrzewnioną córkę swą Gertrudę, ksienię klasztoru trzebnickiego, i Annę synową swoją, a żonę poległego Henryka, które od wielkiego płaczu w omdlenie wpadały, powiedziała im: „Taka jest wola Najwyższego, a co się Jemu podoba, to i nam podobać się ma”. I czyniła dzięki Panu Bogu za to, że jej dał takiego syna, który w swym życiu nie tylko czynem, ale nawet słowem nigdy jej nie obraził, i za wiarę św. poniósł śmierć męczeńską.
Obok pięknych cnót cierpliwości, pokory i serca dobroci, Jadwiga przezornie ścisłym zachowaniem postu stłumiała iskrę żądzy zmysłowej, tlejącą w ciele każdego prawie człowieka; przez czterdzieści lat nie jadła żadnych mięsnych potraw; i gdy z mężem społem mieszkała, podczas obiadu mieszając widelcem na talerzu mięsne potrawy, w mniemaniu, że je będzie pożywała, zupełnie się od nich powściągała. Kiedy ta wstrzemięźliwość tak zachwiała jej zdrowiem, że ją do choroby przywiodła, a Wilhelm, biskup, poseł papieski, pod posłuszeństwem kazał jej w słabości jeść mięsne potrawy, Jadwiga przekładając posłuszeństwo nad religijne martwienie ciała swojego, zażywała nieco potraw nakazanych, mówiła jednak, że te potrawy bardziej dręczą jej umysł, niźli ciało ukrzepiają. Wyższym światłem rozumu od Boga objaśniona, pojęła ona tę prawdę, że wielkie nawet cnoty nie będą Bogu miłe, jeśli solą roztropności i rozsądku nie są zaprawione; w ten przeto sposób swe posty w ciągu tygodnia urządziła: w niedzielę, we wtorek i we czwartek jadła ryby i potrawy z nabiałem; w poniedziałek i w sobotę zasilała się samymi leguminami; we środę zaś i w piątek jadła chleb suchy i wody się napiła. Skoro gruntowniej w służbie Bożej umocniła ducha swojego, same codziennie jadała leguminy, i przegotowaną pijała wodę; a w święta uroczyste, za nakazem biskupa i swego spowiednika, ryby i nabiałem przyprawione leguminy były jej pokarmem. W każdą zaś wigilię i podczas adwentu i wielkiego postu, zaspokajała się trzema kawałkami chleba i trochą wody; przy tym dyscypliną i rózgami srogo swoje chłostała ciało. Ale jeszcze za życia Henryka, jej męża, kiedy w pałacu z nim mieszkała, doniosła mu jej służąca, że księżna zamiast wina u stołu, wodę pije, a stąd pewnie pochodzi owa słabość, której często ulega; książę zasmucony tym doniesieniem o nadzwyczajnym powściąganiu jej żywota, chcąc się o tym przekonać, wszedł pewnego dnia nagle i niespodzianie do jej mieszkania gdy obiad jadła, i skosztował napoju w pucharze przed nią stojącym, wodą napełnionym; atoli z wielkim podziwem uczuł smak i zapach przedniego wina; obruszył się na donosicielkę i rzekł: zasłużyłaś, by ci oczy wyłupić za kłamstwo, nie wiedział bowiem wcale, że Bóg cudownie zamienił wodę w wino dla świętobliwych zasług Jadwigi; ale i ów sługa, który nalał wody do puchara, kosztując, z wielkim zdumieniem uczuł smak wina. Temu zdarzeniu była obecna wielce pobożna Adelajda, wdowa z Janowic, która też do grobów śś. apostołów Piotra i Pawła pielgrzymkę odbyła. Ale idźmy dalej za śladem ścisłego żywota tej miłośnicy Chrystusowej. Tak letnią jak zimową porą podczas ostrych mrozów dokuczających nawet dobrze odzianym osobom, ona jedną suknią i płaszczem odziawszy postem wynędzniałe ciało swoje, boso do kościołów chodziła; wrzące bowiem miłością Bożą jej serce nie czuło zimna zewnętrznego. A gdy pewnego dnia służąca stojąc przy niej w kościele, dokuczliwym ściśnięta mrozem, odważyła się powiedzieć Jadwidze, że dłużej tak wielkiego zimna znieść nie może: księżna kazała jej stanąć na tym miejscu, na którym ona boso stała; uczyniwszy to owa służąca, od razu dziwnym ciepłem została rozgrzana. Prawie zawsze Jadwiga boso chodziła, wtedy tylko wdziewając obuwie, kiedy znamienitym osobom ukazać się miała. Taiła ona przed ludzkim okiem martwienie swego ciała, wdziewała wprawdzie trzewiki idąc do świątyni, ale wszedłszy do niej zdjęła z nóg obuwie trzymając je pod pachą, a tak boso na posadzce stojąc, modliła się w porze zimowej; stąd więc porobiły się w jej nogach wielkie rozpadliny, że się z nich krew sączyła. Spowiednicy upominali ją, by nosiła trzewiki, a Gunter opat, jej spowiednik, dał jej nowe trzewiki, i kazał by je z posłuszeństwa nosiła; lecz ona przyjąwszy pokornie nakaz, nie na nogach, ale pod pachą je nosiła; a gdy księżna Anna, jej synowa, w rok potem zawiadomiła opata, że tego księżna nie dopełnia, opat upomniał ją o nieposłuszeństwo; na co ona kornymi odpowiedziała usty: „Ojcze, dopełniłam posłuszeństwa, nosiłam je często”, i ukazała mu to samo nieużywane obuwie. Nosiła na gołym swym ciele tkankę z włosia końskiego, do rękawów jej przyszyła zarękawki z sukna białego, okrywając powierzchnią szatą twardą tą sukienkę, biodra swoje ściskała paskiem takoż z końskiego włosia zrobionym, a węzełki na nim nawiązane kaleczyły jej ciało. Księżna Anna prosiła ojca Herberda, jej spowiednika, by zobowiązał jej sumienie do zaniechania włosiennicy i owego paska, jako nieznośnych katuszy; ona odpowiedziała mu: „Niechaj Bóg przebaczy Annie mej synowej, że wyjawiła tajną odzież moją”. Bardzo krótkim snem pokrzepiała swe ciało; było wprawdzie w jej komnacie dla oka ludzkiego miękką pościelą zasłane łoże, ale ona na gołej ziemi albo na desce zażywała w sypialni spoczynku. Kiedy pewnego razu bardzo ciężko zachorowała, a mimo jej wiedzy do jej łóżka materac włożono, Jadwiga kazała zaraz wyjąć go, a natomiast włożyć siennik słomą wysłany. Tak ścisły i surowy żywot zwątlił i wynędznił jej ciało, że członki i nerwy skórą tylko były pokryte; pobożna bowiem ta księżna nie tylko że sama wobec zakonnic podczas jutrzni w chórze rózgami srogo się chłostała, ale prócz tego usilną jej prośbą skłoniona Demunda, zażyła przyjaciółka, w czasie wielkiego postu, w przedświęciu jakiej uroczystości, i w każdy piątek tak srogo rózgami ją biczowała, że krew aż na posadzkę spływała. Tę katuszę słyszały nawet służące u drzwi na rozkaz posługi oczekujące; poświadczyła to i Anna synowa, w tych wyrazach: „Słyszałam wprawdzie o świętobliwym życiu innych sług Bożych, nie zaznałam atoli podobnej ścisłości, jaką widzę w jej żywocie”.
Nie tylko Pismo święte, ale też wszystkie wypadki życia ludzkiego podawały Jadwidze tę jasną prawdę, że człowiek na tym tu świecie dopóty odbywa krótką swą pielgrzymkę, aż się ściślej przez cnotę z Bogiem wiecznie połączy: zaczem każdą chwilę swego żywota poświęcała na czyny miłosierne i gorącą modlitwę, w której też Stwórca udzielał jej daru nadprzyrodzonej pociechy. I aby z głębi serca wynurzyć zdołała gorętszą miłość ku Niemu podczas modlitwy, dlatego Jadwiga obierała do niej tajne ustronia, na których w żywym uczuciu i niepojętej słodyczy, jej dusza zajmowała się Jego obecnością. Kiedy i zakonnice i świeckie osoby, odbywszy swoje obowiązki, sennego zażywały spoczynku, Jadwiga w późnej nocy statecznie trwała na modlitwie, na kształt pięciu mądrych panien, które z pełnymi pobożności lampami oczekiwały przychodzącego na gody oblubieńca. Bardzo też często zdarzało się, że gdy owe znamienite niewiasty, które przy niej bawiły, ocuciły się po sennym spoczynku i nad rankiem z łoża wstawały, zastały Jadwigę przez całą noc na modlitwie trwającą, bo po odbytej dopiero modlitwie, krótkim snem swe siły krzepiła. Te więc z wrzącego miłością jej serca unoszące się ku Bogu częste modły, ścisłym utwierdzane postem, wyjednały dla Jadwigi ten dar łaski, że ją nieraz otaczała jasność nadprzyrodzona. Zdarzyło się, że pewien jej dworzanin, imieniem Bogusław z Sawony, przechodząc blisko niej na ustroniu modlącej się, widział ją nadprzyrodzonym światłem rozjaśnioną; objawem tym zadziwiony, upuścił naczynie, które niósł w swych rękach; Jadwiga atoli rzekła mu: „Weź naczynie i odejdź spokojnie”.
Dla słuchania Mszy św. w kościele miała osobne miejsce zaponą osłonione; księżna Anna najzażylsza jej przyjaciółka razem z nią modliła się w kościele, i według kościelnego obyczaju, podczas Mszy św. dając jej ucałowanie pokoju, widziała nieraz twarz Jadwigi, to różanym rumieńcem rozetlałą, to jak śnieg białą, to znowu rozpromienioną. Prócz tego księżna Anna, i Herbord spowiednik, widzieli Jadwigę w zachwyceniu nad poziom wyniesioną. Kosmas szlachcic, pobożny jej dworzanin, zeznał, że przyszedłszy za sprawami do księżnej Jadwigi, zastał ją nieraz zupełnie w zachwyceniu, i długo czekać musiał, stojąc przed nią; nie widziała go bowiem, aż do użycia zmysłów przyszła. Rzadko wprawdzie zjawiają się na ziemi dusze prawdziwie pobożne, które Zbawiciel według ich usiłowań w życiu doczesnym, ubogaca wyższym świątobliwości darem i nadprzyrodzoną pociechą.
Chociaż książęta mają w pałacach swych uprzywilejowane kaplice, i w nich słuchają Mszy św., Jadwiga atoli nie naśladowała ich w tym obyczaju, acz bardzo lubiła modlić się na ustroniu, ale ochotniej na publiczne uczęszczała nabożeństwo. Nie zważała ona ani na czas słotny, ani na ostre mrozy, lecz skoro zadzwoniono na jutrznię lub na Mszę św., szła od razu ze swą czeladką do świątyni Pańskiej, i wszystkich Mszy św. słuchała, ile ich kapłani odprawili; a klęcząc na kościelnej posadzce, z wrzącą w sercu miłością modliła się, i kornymi usty ziemię całowała. Kiedy miała przystąpić do przyjęcia Najświętszej tajemnicy Ciała i Krwi Zbawiciela, z głębokiej pokory i prawdziwej pobożności słała się krzyżem na ziemię, oddając cześć Bogu, z wielkim zbudowaniem ludu obecnego, przyjmowała Sakrament święty. Czciła Jadwiga w świątyni i w swym mieszkaniu wizerunki wyobrażające postacie świętych sług Bożych, ich cnoty i życie świątobliwe, ale w wyższym uczczeniu miała Bogarodzicę, której wizerunek zawsze przy sobie nosząc, ilekolwiek chorych osób nim pobłogosławiła, wszystkie do zdrowia wróciły. Nade wszystko zaś świątobliwa ta księżna rozważając nieocenioną tajemnicę bolesnej męki i śmierci Chrystusa, strumienie łez roniła; a nie mogąc ucałować w ołtarzu wiszącego na krzyżu wizerunku Zbawiciela, natomiast padłszy krzyżem na ziemię, całowała proch i posadzkę kościelną, uważając się za proch przed Jego obliczem, bo prochem jest każdy człowiek, acz najznamienitszego urodzenia, i w proch się rozsypie. Rzadkim darem litości nad bliźnimi ogrzał Bóg serce Jadwigi; szła ona niezachwianie za nauką Zbawiciela, który nakazuje: „Bądźcie miłosiernymi” i ściśle ją pełniła. Jeśli tylko mogła jakim bądź czynem litosnym wesprzeć przygodą znękanego człowieka, bardzo rada zajmowała się jego ratunkiem; a co jej możność przechodziło, to przez drugich wykonywała.
Pomiędzy innymi pobożności Jadwigi czynami, pierwszym jej zajęciem było ułatwienie bliźnim swoim drogi do zbawienia; za jej więc radą i wpływem książę Henryk I wielką wyłożył sumę na wystawienie w Trzebnicy obszernego klasztoru z kościołem dla panien Cystersek. Ta rozległa budowa, według rachuby podskarbiego, kosztowała trzydzieści tysięcy marków w owym czasie. Wystawiony był ten okazały kościół i klasztor pod imieniem Najświętszej Panny Maryi i św. Bartłomieja apostoła w r. 1203, a konsekrowany w r. 1219. Kościół ten i klasztor, pokryty blachą ołowianą, opatrzył książę Henryk hojnymi z dóbr zapisanych dochodami, na naprawę i ciągłe w nim utrzymywanie tysiąca osób zakonnych i świeckich, potrzebnych do posługi dla zakonnic i gości przyjmowanych; pragnąc tym datkiem jałmużny wysłużyć sobie zaręczoną w Ewangelii nagrodę: „gościem byłem a przyjęliście mię” (4). Jadwiga zwiększyła dochody klasztoru trzebnickiego przez darowanie mu posagowych dóbr swoich, Sawon zwanych; z nich zatem cały dochód przekazała córce swej Gertrudzie, ksieni tego klasztoru, który po jej śmierci na stały fundusz klasztorowi się dostał. Do wystawionego w Trzebnicy klasztoru wezwała Jadwiga na zamieszkanie pp. Cysterki z klasztoru bamberskiego. Jakoż zrazu zamieszkało w nim 100 zakonnic, a w latach następnych liczba ta do 120 zwiększoną została, oprócz ubogich wdów i dziewic świeckiego stanu. Pierwszą tego klasztoru ksienią była panna Petryssa, mistrzyni Jadwigi w jej młodych latach, którą z bamberskiego klasztoru z innymi zakonnicami do Trzebnicy zaprosiła. A lubo zgromadzenie pp. Cystersek w klasztorze trzebnickim już było hojnie w dochody opatrzone, dodała mu jeszcze ta świętobliwa księżna fundusz na utrzymanie służby Bożej w kościele. Skłoniła też męża swego, by zakonowi Templariuszów zapisy w dobrach uczynił; jej zaś dobroczynna ręka wspierała inne klasztory xx. Norbertanów, Dominikanów i Franciszkanów, a wysoko ceniąc prawdziwe sługi Boże, często obdarzała je jałmużną.
Po odprawionych modłach swoich i wysłuchaniu Mszy św., ulubioną jej robotą, wraz z drugimi niewiastami, było haftowanie aparatów kościelnych złotem i jedwabiem; niemałą też liczbę złotogłowem szytych ornatów, kap i dalmatyk kościołowi trzebnickiemu i innym w księstwie swym w darze złożyła.
Blisko miasteczka Najmark (Nowytarg), cztery mile od Wrocławia odległego, był publiczny dom schronienia dla niewiast trądem oszpeconych (5); Jadwiga od lat najmłodszych nawykła do litości nad ludźmi, pod swoją opiekę przygarnęła nieszczęśliwe te niewiasty; po kilka razy w tygodniu opatrzała je żywnością, pieniędzmi i potrzebną odzieżą, i miała o nich jak o córkach swoich troskliwe staranie. Nad wszystkimi prawie nędzarzami, chorobą i kalectwem znękanymi, wielce była litosną i miłosierną, i kiedy jej służące sennego zażywały spoczynku, ona nocną porą zwiedzała mieszkania ubogich chorych, przynosiła im żywność i pociechę, oglądała ich odzież i obuwie; podarte czym prędzej naprawić kazała. Jeżeli która z zakonnic była chorobą złożona w klasztorze trzebnickim, w którym Jadwiga mieszkając, nosiła suknię zakonną, acz nie wykonała ślubów uroczystych, codziennie odwiedzała ją, a klęcząc u łóżka chorej, podawała jej posilenie i duchowną udzielała pociechę. Ilekroć dowiedziała się ta dobroczynna księżna o chorym w odległym ustroniu leżącym, a osobiście nie mogła go odwiedzać, wspomagała go przez posłańca; im zaś który z chorych był uboższy, tym hojniej jego potrzebom zaradzała w chorobie. Nad więźniami podobne miała miłosierdzie: dostarczała im przez posłańców żywności i odzieży, osładzając ich cierpienie. Wrząca w sercu Jadwigi miłość ku bliźniemu owładnęła ją zupełnie i wyniosła na wyższy stopień doskonałości chrześcijańskiej, tak dalece, że nawet nieprzyjaciół i zdrajców męża swego w więzieniu osadzonych, życia potrzebami obdarzała, by spełniła naukę św. Pawła apostoła: „Jeśli łaknąć i pragnąć będzie nieprzyjaciel twój, nakarm i napój go” (6). Ile razy wyszła ze swego mieszkania, zewsząd roje ubogich i kalek, właśnie jak brzęczące pszczółki z ula wysypane, otaczały idącą do kościoła pobożną tę księżnę; tu ona w całej powadze i słodyczy matki każdego z nich jałmużną obdarzywszy, zachęcała ich do cierpliwego znoszenia kalectw i ubóstwa, do pobożności, miłości Boga i wspólnej zgody; i nikt z jej rodziny nie śmiał ofuknąć żebraka o wsparcie za nią wołającego, żaden też ubogi nie odszedł od niej zasmucony. X. Herman kanonik głogowski, a pleban świdnickiego kościoła, pisze: iż Jadwiga ze swych własnych dochodów zaledwo setną część na swoje obracała potrzeby, resztę zaś na jałmużnę dla ubogich i na potrzeby kościołów wydawała, a jeśli nie starczyło jej dochodu, udawała się do męża swojego, by ją w jałmużnie zastąpił. Posiadała Jadwiga blisko swego mieszkania wielki folwark, Dziedzina zwany, obfitujący w zboże, bydło i inne do życia potrzeby. Pewnego roku ukazał się pomiędzy ludem wielki niedostatek żywności z powodu nieurodzaju w niektórych okolicach; kazała przeto ogłosić, by wszyscy ubodzy, którzy w imieniu Boga chcą wziąć jałmużnę, zeszli się do Dziedziny. Na ten rozgłos zgromadziła się znaczna liczba ubogich; tym rozdała najprzód zboże, równym działem, dla zaspokojenia pierwszej ich potrzeby, a gdy zboża zabrakło, zostawiwszy potrzebną ilość bydła w folwarku, resztę kazała, wierna ta Chrystusowa szafarka, zabić i rozdać im mięso; potem rozdawała nabiał, słoninę, sól i jarzynę, dla wyżywienia biednego ludu, aż do nowych zbiorów urodzaju. Na dworze swym zawsze miała trzynastu ubogich, na pamiątkę tyluż apostołów i Chrystusa, których codziennie u stołu swego pokarmem i napojem pierwej nasycała, nim ona sama u niego usiadła. A kiedy w jakiej sprawie wyjechała z domu swego, biedaków tych za nią na wozie wieziono. Innym zaś ubogim, niemogącym umieścić się przy jej stole, kazała oddzielnie żywność gotować i rozdawać; czuła ona w swym sercu prawdziwą radość i rozkosz, gdy ubogiego nakarmiła. Podczas ciężkich i ostrych mrozów okrywała ona sama w odarkach skwierczących od zimna nędzarzów; prócz tego i dla swych poddanych była bardzo litosna, folgując im w daninach i czynszach. Oto jest niewiasta mężna, wskazana w Piśmie Bożym do sławienia, z którą się przed niebem i ziemią popisać możem: „co rękę swą otworzyła ubogiemu, a dłonie swoje ściągnęła ku niedostatecznemu” (7). Przez te pełne litości i miłosierdzia czyny, przez gorącą pobożność i nader rzadką życia cnotliwość, Jadwiga wyjednała u Boga dla siebie łaskę cudowną uzdrawiania rozmaitych chorób i przepowiadania przyszłych wypadków.
Kiedy ta święta księżna mieszkała w trzebnickim klasztorze, zdarzyło się, że zakonnica Rasława, którą bł. Jadwiga wychowała i w tym klasztorze umieściła, siedząc podczas obiadu u stołu z Jadwigą, udławiła się kością z ryby, a nie mogąc jej wyjąć, wyszła z refektarza i chciała się jej przez womity pozbyć, lecz na próżno, bo kość w gardle głębiej się do ciała wnurzyła; powróciła więc do refektarza, a zastawszy jeszcze Jadwigę u stołu, ufna w jej u Boga zasługi, prosiła ją o ratunek od nieznośnej w gardle boleści. Ulitowała się nad nią księżna, pobłogosławiła jej gardło, natychmiast też owę kość z krwią wypluła. Tej także Rasławie oczy od kalectwa łuszczki uzdrowiła. Z wielkiego a rzewnego płaczu łuszczka biała osłoniła oczy Radziny zakonnicy; a kiedy użyte wszelkie środki sztuki lekarskiej swego chybiały celu, Radzina władzy widzenia pozbawiona, udała się do Boga w swym kalectwie. Uważała ona miejsce, na którym zwykle modliła się Jadwiga w kościele, i gdy sama była na modlitwie, zbliżyła się ku niej Radzina, prosząc ją, by znakiem krzyża św. jej oczy przeżegnała. Nie chcąc tego od razu uczynić Jadwiga, powiedziała: „Czego żądasz ode mnie, garstki ziemi i ułomnej istoty? do samego Boga to należy”. Nie przestała jednak Radzina prosić ją, by pobłogosławiła jej oczy: uczyniła to prośbą skłoniona Jadwiga, mówiąc: „Najmilsza siostro, niechaj cię Pan błogosławi”. Skoro te wyrzekła słowa, łuszczka, która przez dziesięć tygodni zamgliła wzrok Radziny, od razu znikła z jej oczu.
Pewien człowiek ukradł swemu sąsiadowi pół połcia słoniny, na uczynku schwytany, według ówczesnej, a bardzo surowej na złodziejów ustawy, skazany został na śmierć przez powieszenie na szubienicy. Krewni tego winowajcy udali się z prośbą do Jadwigi o uwolnienie go od kary śmierci. Jakoż wstawiła się za nim u męża swego, by o tak małą rzecz nie pozbawiał życia tego człowieka; książę odpowiedział, iż mniema, że już winowajca nie żyje, ale jeśliby jeszcze był żyw, odstępuje go jej prośbie. Czym prędzej wysłała żołnierza do kata, by uwolnił nieszczęśliwego; aliści wysłaniec już zastał wiszącego, wyjął czym prędzej szablę z pochwy, przeciął powróz, i dziwnym sposobem zawieszony wrócił do życia, i przyszedł z żołnierzem podziękować księżnej za wybawienie go od śmierci.
Podobny wydarzył się wypadek: pewien zbrodzień stanu, zdrajca księcia i swej ojczyzny, jednego dnia przed wieczorem został schwytany; książę kazał go wtrącić do więzienia, i nazajutrz zaraz rano na szubienicy zawiesić, chcąc uprzedzić wstawienie się Jadwigi, której prośbie odmówić nie umiał, by ta wieść do niej nie doszła, a istnych winowajców nie uwalniała. Skoro dzień zajaśniał, wykonawcy wyroku spełnili rozkaz, powiesili zbrodniarza, i potem do mieszkań swych wrócili. Późno z kościoła wracającej Jadwidze książę zaszedł drogę, lecz ona wiedząc już o potępionym na śmierć winowajcy, czyniła księciu uwagę nad bardzo surowym jego wyrokiem, i prosiła go, by jej dał nieszczęśliwego zbrodniarza. Książę mniemając, iż zdrajca rano zawieszony, już nie żyje, zwlekając na chwilę pocieszenie ją w prośbie, rzekł: „Oddaję ci i tego, tak, jak innych dałem”. Spiesznie wysłała swego prokuratora Lutolda na miejsce kary z rozkazem, by przyprowadził ocalonego człowieka; urzędnik mówił jej, że to już rzecz niepodobna, że winowajca zaraz rano został powieszonym; nie mogąc jednak sprzeciwiać się rozkazowi, bierze z sobą zarazem wóz, by na nim przywiózł nieżywego, przybywa pod szubienicę, przecina powróz, na którym już przez kilka godzin wisiał nieszczęśliwy, mniemając że już nie żyje, z wielkim atoli podziwem spostrzega żywego bez uszkodzenia siły życia, i przyprowadza do księżnej zdrowego winowajcę. Wszyscy jego powieszeniu obecni, zdumieli się nad tym wypadkiem. Nie godzi się wątpić o tym, że ci dwaj winowajcy mocą Boga od śmierci ocaleni zostali, który uczynić to raczył, by okazał wiernemu ludowi skutek zasług swej służebnicy Jadwigi, i by ci zbrodniarze mieli czas godną czynić skruchę i pokutę za swe grzechy. Nie można też pokryć milczeniem następnego zdarzenia: pewnej nocy pobożna ta księżna modlitwą i ciągłym czuwaniem znużona, zdrzymała się nad książką i upuściła z ręki świecę na książkę; płomień świecy zajął karty książki na pulpicie opartej, jednak ich nie trawił, ani też książki nie uszkodził. Ten wypadek postrzegła Demunda, i drugie służące komnaty. Dziwem tym chciał Bóg od ognia ocalić książkę pobożnej Jadwigi i świętobliwość jej okazać, tak właśnie, jak ów krzak gorejący Mojżeszowi na puszczy Arabii.
Miała też Jadwiga i dar przepowiadania przyszłych rzeczy: jakoż przestrzegła ona Henryka I, męża swego, by w zamku legnickim ciągle zamieszkiwał, że skoro się z niego wydali, nie długo życiem cieszyć się będzie. Henryk powolny radzie Jadwigi, mieszkał w tym zamku bez przerwy trzy lata, lecz w roku 1238 przyszło mu wyjechać na prowincję, zaledwo przyjechał do Leszna, tu zachorował, i w ośm dni życia dokonał. Po śmierci męża, oddała rządy państwa swemu synowi, Henrykowi II, wszakże temu przepowiedziała rodzaj śmierci, na trzy lata wprzód, nim nastąpiła. Pewnego dnia rzekła do Adelajdy, zakonnicy w klasztorze trzebnickim: „Pamiętaj w twych modłach o synu moim, Henryku, bo nie umrze na łożu śmiercią zwyczajną”. Strwożona zakonnica rzekła: „Pani, pewnie troszczysz się o jedynego syna twego, oddal tę bojaźń od siebie”. Odpowiedziała Jadwiga: „Nie boję się, ale wiem z pewnością, że będzie zabity”. Nie powiedziała ona wtedy nic o nastąpić mającym napadzie Tatarów, by wcześnie trwogą nie przeraziła mieszkańców w swym państwie. Wszakże po upływie trzech lat, horda tatarska zalała Polskę i Śląsk cały; przed tymi więc barbarzyńcami Jadwiga udać się musiała z córką swoją Gertrudą, Anną synową i zakonnicami do zamku, Krosna zwanego, a gdy jej syn Henryk II, stanąwszy na czele wojsk chrześcijańskich, walcząc odważnie przeciw tym pohańcom, poległ w krajach odległych od Śląska; Jadwiga następnej nocy zawołała swą sekretarkę Demundę, i powiedziała jej: „Wiedz o tym, żem już utraciła jedynego syna mojego; już on jako ptak odleciał ode mnie, już go więcej nie zobaczę”. Jakoż rzeczywiście popołudniu przed tą nocą, według doniesienia, poległ w boju z Tatarami w r. 1241. Demunda chcąc pocieszyć księżnę, powiedziała: „Pani, jeszcze poseł nie nadszedł z tą smutną wieścią, bądź spokojna”; ale ona zapewniła ją: „Tak jest niezawodnie, i nikomu tego nie wyjawiaj, ani nawet mej córce, ni synowej”. W tej samej komnacie zakonna siostra, Pinoza, nie śpiąc, słyszała tę księżnej rozmowę. Przez trzy dni ściśle tajono tę przepowiednię, lecz niestety! dnia czwartego przybiegł posłaniec ze smutnym doniesieniem, że książę Henryk w potyczce od Tatarów zabity został.
Nie tylko innych osób, które tu dla skrócenia opuszczamy, ale nawet własny swój zgon przepowiedziała. Gdy po wyjściu hordy tatarskich bisurmanów ze Śląska i Polski, wróciła Jadwiga z zakonnicami z zamku do klasztoru trzebnickiego, pewnego dnia szlachetna niewiasta, imieniem Milejza, ulubiona Jadwigi przyjaciółka, odwiedziwszy ją w klasztorze trzebnickim, po długiej wzajemnej rozmowie, zabierała się do domu; przywołała ją atoli ku sobie Jadwiga, i rzekła jej: „Kochana Milejzo, przybliż się ku mnie i przyjmij pocałowanie; zapewniam cię, że skoro się teraz ode mnie oddalisz, już mnie więcej w tym życiu śmiertelnym nie ujrzysz”. Ziściło się przepowiedzenie. Milejza żegnając się z księżną, łzę z oczu uroniła, po wzajemnym ucałowaniu się odeszła, i po raz ostatni ją wtedy widziała, bo Jadwiga gwałtowną złożona niemocą, nie długo żyła. Nie tajna dla niej była nadchodząca ostatnia już choroba, prosiła przeto, acz jeszcze zdrowa, o ostatnie namaszczenie siebie olejem św. Stąd bolesny smutek osiadł na czołach sióstr zakonnych, które ją jako matkę i opiekunkę swoją wielce miłowały, wiedząc, że żądanie jej nie jest daremne, skoro drugim osobom zgon przepowiadała. Siostra zakonna Adelajda, ulubiona powiernica, mówiła jej: „Pani, czemu nas zasmucasz żądaniem ostatniego oleju św.? ten Sakrament chorym tylko osobom bywa udzielany!”. Odpowiedziała Jadwiga: „Według nauki Kościoła św. prawdę mówisz kochana Adelajdo, ale ja pragnę wcześniej przyjąć ten św. Sakrament, bym się nim przy zdrowych zmysłach na drogę wieczności z tak gorącą ukrzepiła pobożnością, jakiej w niebawnie nadejść mającej chorobie mieć może nie będę”; jakoż jej żądaniu zadość uczyniono. Po upływie kilku dni gwałtowna słabość złożyła Jadwigę na łoże śmiertelne. A gdy coraz silniej wzmagała się jej niemoc, usługujące zakonnice obawiając się, by nie umarła bez obecności Anny swej synowej, która właśnie wtedy bawiła u króla czeskiego, a brata swojego, umyśliły zawiadomić ją o niebezpiecznej niemocy Jadwigi; ale ona postrzegłszy ich troskliwość, rzekła: „Nie lękajcie się: nie umrę pierwej, aż córka moja Anna przybędzie”; i tak się też stało, jak była powiedziała.
Podczas choroby dnia jednego odwiedziły ją dwie siostry zakonne: Pinoza i Benedykta; Jadwiga ujrzawszy Pinozę, upomniała ją: „Po coś tu przyszła kochana siostro, bez pozwolenia ksieni, azaliż nie wiesz, że posłuszeństwo ma wielką zasługę? idź i pierwej proś o pozwolenie, a potom mnie odwiedź”. Zdziwiła się Pinoza, zaczem wypełniła rozkaz Jadwigi.
Kiedy bowiem ta święta księżna już stanęła u kresu życia swojego, mając odebrać od Zbawiciela nagrodny wieniec wiecznej chwały za pobożne czyny swoje; wtedy właśnie Bóg napełnić chciał jej duszę nadprzyrodzoną pociechą: wysłał do niej mieszkańców z niebieskiej ojczyzny, wzywając ją na gody niepojętej rozkoszy. W uroczystość narodzenia Najświętszej Panny Maryi, gdy zakonnice, które czyniły posługę chorej Jadwidze, wyszły do chóru na nieszpory i sama tylko przy niej została Katarzyna, jej chrzestnica, widziała jakieś nieznajome postacie przychodzących osób dziwną otoczonych jasnością, i słyszała mówiącą do nich Jadwigę: „Bardzo dobrze, przychodzą ku mnie święte panie moje: Maria Magdalena, Katarzyna, Tekla, Urszula” i wiele innych wymieniła, których owa Katarzyna spamiętać nie mogła. Ten sam objaw świętych Bożych, któremu były przytomne zakonnice Pinoza i Benedykta, ukazał się w dzień św. Mateusza apostoła. Na koniec uwolnił Bóg tę świętą duszę z więzów jej ciała, i od nieustannych trudów, których nie czuła z miłości ku Niemu; uniósł się więc ten ziemski anioł dobroci i pokoju szybkim prądem z doczesnego mieszkania do wiecznych przybytków nieogarnionej jasności, r. 1243 dnia 15 października (8) w godzinę nieszporną, w której zwykła była w codziennym poście swoim wodą i suchym chlebem swe ciało zasilać. Żyła Jadwiga lat 77 wśród ostrego martwienia ciała swojego.
Według klasztornego obyczaju, Wencesława przeorysza i niektóre zakonnice zajęły się obmyciem po zgonie ciała Jadwigi, znalazły na nim włosiennicę i pasek z włosia końskiego węzełkami nasterczony; na kolanach wielkie i twarde odciski porozpadane, a w nich ziarnka piasku, bo Jadwiga zwykła była gołymi kolanami klęczeć na posadzce kościelnej. Ciało jej za życia postami, zimnem i biczowaniem wynędzniałe, zawsze było sine i blade; po śmierci ukazało się białe jak śnieg w zadziwiającej postaci, lica i wargi rumieńcem jaśniały, żadnego zgoła śladu śmiertelności na sobie nie ukazując, święte jej zwłoki już wtedy przybrały postać niebianki.
Skoro obmyto zwłoki, każda siostra zakonna chciwie ubiegała się o jakikolwiek szczęt z jej ciała; jedne paznokcie od rąk i nóg, drugie włosy z głowy wzięły, i za drogi upominek chowały. Z nieukojonym żalem i rzewnym łkaniem, z przyzwoitym czci okazem, obok wielkiego natłoku wiernego ludu, ciało Jadwigi wniesione do kościoła, stało przez trzy dni niepogrzebione; przy nim, dniem i nocą siostry zakonne śpiewając i modląc się, wysławiały Boga w świętych Jego, za owe cuda, które w tymże czasie okazać raczył. Jakoż Marta zakonnica przez dwa lata cierpiała tak nieznośną gorączkę, a z niej nieugaszone pragnienie, że jej język i usta od pragnienia wysychały; pomodliwszy się z żywą ufnością, obmyła usta i całą szyję wodą z obmytego ciała Jadwigi, natychmiast od gorączki i pragnienia uwolnioną została. Miała Jadwiga u siebie drogocenną pamiątkę, to jest welon po św. Elżbiecie, ciotce swojej, którym po śmierci Jadwigi jej twarz i głowę osłoniono; trzeciego dnia, Gertruda jej córka, ksieni klasztoru, chcąc ten welon w drogim upominku po swej ciotce i matce dla siebie zachować, kazała Wencesławie przeoryszy zdjąć go z głowy matki, leżącej w kościele, a natomiast inny przywdziać; skoro przeorysza odsłoniła twarz Jadwigi, ujrzała usta jej otwarte, i uczuła wychodzący z nich zapach najprzyjemniejszy, a ciało jej jeszcze bardziej rozjaśnione, niźli po obmyciu było. Dnia trzeciego, po wniesieniu do kościoła zwłok Jadwigi i po odprawionym żałobnym nabożeństwie, pochowano je w kościele trzebnickim, w grobie, który potem widziano kilka razy otoczony nadprzyrodzoną jasnością.
Zaiste miłe Bogu było życie Jadwigi, kiedy je licznymi przy jej grobie łaski swej dobrodziejstwy rozgłosić raczył, udzielając ludowi uzdrowienie od rozmaitych chorób i kalectw w nieszczęśliwych przygodach, które przed wyznaczoną od św. Stolicy Apostolskiej komisją przez świadków przysięgą były potwierdzone. Klemens IV papież mając sobie przełożone dowody o świętobliwym życiu Jadwigi, i o cudach do procesu jej kanonizacji, za Urbana IV rozpoczętego, lubo przywiedzione dowody już były dostateczne, chciał on jednak przekonać się osobiście o jakim cudownym za jej przyczyną wydarzeniu. Pierwej nim został kapłanem, następnie papieżem, służył w wojsku i miał żonę; ta powiła mu córkę, która utraciła władzę widzenia; odprawiając Mszę św. prosił Boga, by za wstawieniem się Jadwigi do kanonizacji przedstawionej, jeśli jest rzeczywiście świętą, jego córce wzrok łaskawie przywrócić raczył; jakoż po odprawionej Mszy św. córka Klemensa zaraz wzrok odzyskała. Cudem tym upewniony Papież, zapisał Jadwigę w poczet świętych Bożych, w Witerbii d. 15 października 1267 r.
W następnym roku 1268 d. 16 września dźwignione zostały zwłoki jej z grobu i na ołtarzu umieszczone. Skoro grób otworzono i wieko trumny odkryto, wszystkich temu czynowi obecnych najprzyjemniejsza woń wskroś przejęła; trzy palce u lewej ręki, którymi Jadwiga w czasie zgonu i po śmierci trzymała mały obrazek Najświętszej Panny Maryi, były zupełnie całe, tudzież mózg tak świeży, jakby zaraz po śmierci człowieka, pomimo że od zgonu Jadwigi już 25 lat upłynęło. Na to uroczyste odprawienie kanonizacji Jadwigi św., zgromadziło się zewsząd niezliczone mnóstwo ludu pobożnego, jako też książęta z Państw postronnych: Przemysław II, Ottokar, król czeski a syn brata Anny synowej bł. Jadwigi, i inni spokrewnieni książęta śląscy, tudzież książęta Polski, biskupi, opaci i niższego stanu duchowieństwo ze Śląska i Polski. To wielkie zgromadzenie panów i ludu z każdego powołania, obozujące pod namiotami około trzebnickiego klasztoru, zachwycający czyniło widok, któremu piękna służyła pogoda. Rzecz podziwienia godna, że w tak wielkim natłoku i ścisku w kościele, gdzie każdy chciał widzieć trumnę św. Jadwigi, żadnej osoby nie zaduszono, i nikt nie doznał na zdrowiu uszkodzenia. Uroczystość ta odbyła się w całym okazie nabożeństwa, ku powiększeniu chwały Pana Boga i uczczeniu św. Jadwigi.
Źródło: http://www.ultramontes.pl/zywoty_jadwiga.htm